Polska myśl piwna nauczyła mnie jednego: jak już robić grubaśne piwo to tylko ciemne, najlepiej RiSa. Może to przez ten wysyp młodych stoutów rok temu? Kto wie. Dlatego zdziwiłem się wielce gdy jako dary losu otrzymałem kolaboracyjne piwo browaru Spółdzielczego i Doctor Brew.
Kotwiczne, bo taką nazwę ma to piwo jest pszenicznym barley wine o ekstrakcie... 30% wagowo. Można się wymądrzać, że przecież jopejskie ma więcej, ale omawiany dzisiaj trunek można normalnie kupić w sklepie. Z jopejskim wiadomo jak jest.
Etykieta w stylu Spółdzielczego co mnie bardzo cieszy. Coś jednak spieprzyło się podczas drukowania, bo w pewnych miejscach kolory dziwnie wyglądają. Tak jakby tuszu zabrakło w drukarce (albo ktoś użył oszczędnej jakości wydruku). Piwo ma kolor ciemnej miedzi, ewentualnie rubinu. Jest zaskakująco klarowne, ale w sumie swoje odstało. Piana nikła, ledwo co urosła na jeden palec i bardzo szybko zredukowała się do poniższego kożucha. Ten jednak pozostał już do końca picia.
Zapach jest taki jakiego człowiek by się mógł spodziewać po tych parametrach. Zwyczajnie w świecie... ogrzewający. Po pierwszych niuchach poczułem się jak za młodego, gdy w chłodne jesienne wieczory z kuchni wydobywały się zapachy jeszcze gorącego ciasta drożdżowego. No dobra... Kotwiczne może i tak nie pachnie, ale skojarzenia pozostają. Jest słodko, owocowo i karmelowo głównie. Jakieś rodzynki, te ustrojstwa podobne do śliwek no... figi! Do tego nektar kwiatowy, delikatne zboża i cholernie przyjemny alkohol. Nie mówię tutaj o uwielbieniu do alkoholu ala pan Edzio spod Lewiatana, ale o idealnie dopełniającym całość szlachetnym alkoholu. No pięknie to pachnie.
Trochę się bałem wziąć pierwszy łyk. Trzeba w końcu mieć szacunek do tego ekstraktu... Mimo tego i tak miałem jedno wielkie zdziwienie na twarzy gdy po raz pierwszy spróbowałem Kotwicznego. Głównie dlatego, że to piwo po prostu nie wygląda na tak... cieliste. Jest gęste jak syrop klonowy i bardzo przyjemnie wypełnia całą jamę ustną, lepiej niż niejeden porter muszę przyznać. W dodatku nagazowanie jest na bardzo niskim poziomie. W smaku jest bardzo słodkie, ale to akurat można zaliczyć do pozytywów. Pierwsze skrzypce gra karmel, ciemne owoce (tutaj znowu rodzynki, suszone śliwki i figi), ale też trochę jasnych (suszone brzoskwinie i morele). W tle znajdziemy odrobinę biszkoptu i polnych kwiatów. Goryczka średnia do niskiej, ziołowa. Ciężko jest jej się przebić przez tą całą słodycz, ale w sumie to jej się nie dziwie. Na finiszu przyjemnie rozgrzewający alkohol z taką szlachetną miodową nutą. Łojezu... już nie pamiętam kiedy ostatni raz piłem tak grubaśne piwo w tak powolnym tempie i z taką przyjemnością.
----------
Styl: Wheat Wine
Alk: 12% Obj.
Ekstrakt: 30% Wag.
IBU: b/d
Skład: słód (pale ale, pszeniczny, karmelowy 30), chmiel Polaris, drożdże US-05.
Do spożycia: 30.11.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz