Przepraszam bardzo, czy to już ta osławiona polska jesień? Ależ owszem, jej całe dwa dni. Co prawda przydałby się jeszcze jakiś filterek photoshopowy, co by uwydatnić bardziej kolory jesieni... Trzeba jednak pracować z tym co się ma.
Tak się ucieszyłem z możliwości przetestowania nowego sprzętu rowerowego, że aż zabrałem ze sobą piwo. Grodziskie może i nie wpasowało się w temperaturę (około 10'C), ale przecież z porterem nie będę jeździł. Trasa luźna i w tempie spacerowym. Przyzwyczajam się powoli do pedałów SPD i już mnie noga nie boli po ostatnim upadku... W uszach nowe darcie mordy: The Uncollective - Monuments.
Zaraz na początku spotkałem znajomych, którzy akurat wybrali się na rodzinną wyprawę rowerową ze swoją córką. Miałem okazję po raz pierwszy zobaczyć Croozera w akcji. Taka przyczepka dla malucha. Zdziwiłem się, bo bardzo dobrze radziło to sobie w lesie, szczególnie z wymienionymi amortyzatorami. Brzdąc spał jak zabity nawet na korzeniach. Ciekawe czy projektanci mieli na uwadze fakt, że ktoś podczepi ją pod Canyonowego fulla...
Jakoś na 9 kilometrze odbiłem zostawiając rodzinkę i pojechałem w błoto i mniej rekreacyjny las. Niby nie przydusiłem za bardzo, ale i tak poczułem różnice w mocy. Z chęcią cofnąłbym się w czasie i strzelił sobie z liścia za to co mówiłem o pedałach SPD. Byłem jednym z tych co twierdzili, że komfort jazdy (jak i rozłożenie mocy) będzie marginalnie lepszy... oj jak się myliłem... to przechodzi ludzkie pojęcie. Trzeba się nauczyć wypinać w każdej sytuacji, ale od startego kolana jeszcze nikt nie umarł.
Pogoda okazała się miodna trzeba przyznać. W lesie jakoś nieszczególnie wiało, a i spokojnie mógłbym jedną warstwę ubrania zdjąć, tak ciepło się zdawało być. Liście i ukryte pod nimi zabójcze korzenie były też dobrym sprawdzianem dla nowych opon. Postanowiłem przejść ze Schwalbe na Continentale i jak narazie jestem z nich zadowolony. RaceKingi okazały się być szybsze, ale też wystarczająco przyczepne.
Pomyślne testy przeszedł też mostek, który odwróciłem aby "udawał", że jest na minusie. Niby taki zabieg pomaga na podjazdach, ale mi podpasował w całym spektrum jazdy. Jadąc tak i kontemplując nad sensem życia zobaczyłem parę kamperów przy plaży. Kto o zdrowych zmysłach biwakuje nad jeziorem w listopadzie?
Parę metrów dalej zrobiłem sobie postój i otworzyłem artezanowe grodziskie. Odkapslowanie butelki trochę mi zajęło muszę przyznać. W końcu wysycenie w kosmos i turbulencje w plecaku zrobiły swoje.
Bardzo dobrze, że Artezan postanowił pójść w jednolitość jeżeli chodzi o etykiety. Szablon niczego sobie, miły dla oka i bez zbędnych dupereli. Mamy też heheszki w tabelce, napis "IBU: mało" rozśmieszył mnie delikatnie. Kapsel biały z logo browaru, które idealnie pasuje w tym miejscu trzeba przyznać (chociaż nie wiem czy sam jeż nie byłby lepszy). Piwo ma złoty kolor i jest bardzo zmętnione, tutaj bierzemy poprawkę na brak odstania i podróż w plecaku. Piana jakoś nieszczególnie chciała się tworzyć, ale za to utrzymywała się dość długo. Biała, w większości zbita. Pozostawiła też całkiem ładny lacing na ściankach.
Obawiałem się trochę o aromat, głównie przez wiatr, który zaczął dmuchać jak szalony przy jeziorze. Jak się jednak szybko okazało nie musiałem. Całość buchała świeżością aż miło. Na pierwszym planie zbożowość z dodatkiem wędzonki, która bardziej przypominała dymione drewno niżeli szyneczkę czy ser. Do tego lekka słodycz owocowa wchodząca w cytrusy, zapewne od chmielu Galaxy. Przyjemnie, wyraźnie i z ciekawym twistem.
W smaku już nie wydaje się być tak słodkawe, ale może zacznijmy od początku. Znowu mamy bardzo przyjemną i wyraźną zbożowość, delikatnie zahaczającą o mocniejsze piwa pszeniczne. Całość jest jednak nadal lekka i rześka jak na ten styl przystało. Wysycenie bardzo wysokie, tak jak trzeba. Wędzonka w dopełnieniu, aczkolwiek nie powiedziałbym, że musiałem jej jakoś szczególnie szukać. Znowu kojarzy mi się ona z dymionym drewnem, ale były momenty przypominające oscypek (serio serio!). Goryczka okazała się być bardzo delikatna, na moje oko ziołowo-cytrusowa. Jeżeli mam być szczery podoba mi się ten jej minimalizm zachowany przez panów z Artezana. Dzięki temu nie przykrywa ona ważniejszych, grodziskowych nut w piwie. Finisz głównie pszeniczny, lekko kwaskowaty i z zacięciem cytrusowym. Wielbiciele czystego grodziskiego będą kręcić nosami, może i nawet odpalą pochodnie i chwycą za widły. Mi Fafik smakował, nawet bardzo.
Jakoś na 9 kilometrze odbiłem zostawiając rodzinkę i pojechałem w błoto i mniej rekreacyjny las. Niby nie przydusiłem za bardzo, ale i tak poczułem różnice w mocy. Z chęcią cofnąłbym się w czasie i strzelił sobie z liścia za to co mówiłem o pedałach SPD. Byłem jednym z tych co twierdzili, że komfort jazdy (jak i rozłożenie mocy) będzie marginalnie lepszy... oj jak się myliłem... to przechodzi ludzkie pojęcie. Trzeba się nauczyć wypinać w każdej sytuacji, ale od startego kolana jeszcze nikt nie umarł.
Pogoda okazała się miodna trzeba przyznać. W lesie jakoś nieszczególnie wiało, a i spokojnie mógłbym jedną warstwę ubrania zdjąć, tak ciepło się zdawało być. Liście i ukryte pod nimi zabójcze korzenie były też dobrym sprawdzianem dla nowych opon. Postanowiłem przejść ze Schwalbe na Continentale i jak narazie jestem z nich zadowolony. RaceKingi okazały się być szybsze, ale też wystarczająco przyczepne.
Pomyślne testy przeszedł też mostek, który odwróciłem aby "udawał", że jest na minusie. Niby taki zabieg pomaga na podjazdach, ale mi podpasował w całym spektrum jazdy. Jadąc tak i kontemplując nad sensem życia zobaczyłem parę kamperów przy plaży. Kto o zdrowych zmysłach biwakuje nad jeziorem w listopadzie?
Parę metrów dalej zrobiłem sobie postój i otworzyłem artezanowe grodziskie. Odkapslowanie butelki trochę mi zajęło muszę przyznać. W końcu wysycenie w kosmos i turbulencje w plecaku zrobiły swoje.
Bardzo dobrze, że Artezan postanowił pójść w jednolitość jeżeli chodzi o etykiety. Szablon niczego sobie, miły dla oka i bez zbędnych dupereli. Mamy też heheszki w tabelce, napis "IBU: mało" rozśmieszył mnie delikatnie. Kapsel biały z logo browaru, które idealnie pasuje w tym miejscu trzeba przyznać (chociaż nie wiem czy sam jeż nie byłby lepszy). Piwo ma złoty kolor i jest bardzo zmętnione, tutaj bierzemy poprawkę na brak odstania i podróż w plecaku. Piana jakoś nieszczególnie chciała się tworzyć, ale za to utrzymywała się dość długo. Biała, w większości zbita. Pozostawiła też całkiem ładny lacing na ściankach.
Obawiałem się trochę o aromat, głównie przez wiatr, który zaczął dmuchać jak szalony przy jeziorze. Jak się jednak szybko okazało nie musiałem. Całość buchała świeżością aż miło. Na pierwszym planie zbożowość z dodatkiem wędzonki, która bardziej przypominała dymione drewno niżeli szyneczkę czy ser. Do tego lekka słodycz owocowa wchodząca w cytrusy, zapewne od chmielu Galaxy. Przyjemnie, wyraźnie i z ciekawym twistem.
W smaku już nie wydaje się być tak słodkawe, ale może zacznijmy od początku. Znowu mamy bardzo przyjemną i wyraźną zbożowość, delikatnie zahaczającą o mocniejsze piwa pszeniczne. Całość jest jednak nadal lekka i rześka jak na ten styl przystało. Wysycenie bardzo wysokie, tak jak trzeba. Wędzonka w dopełnieniu, aczkolwiek nie powiedziałbym, że musiałem jej jakoś szczególnie szukać. Znowu kojarzy mi się ona z dymionym drewnem, ale były momenty przypominające oscypek (serio serio!). Goryczka okazała się być bardzo delikatna, na moje oko ziołowo-cytrusowa. Jeżeli mam być szczery podoba mi się ten jej minimalizm zachowany przez panów z Artezana. Dzięki temu nie przykrywa ona ważniejszych, grodziskowych nut w piwie. Finisz głównie pszeniczny, lekko kwaskowaty i z zacięciem cytrusowym. Wielbiciele czystego grodziskiego będą kręcić nosami, może i nawet odpalą pochodnie i chwycą za widły. Mi Fafik smakował, nawet bardzo.
----------
Styl: Grodziskie
Alk: 4% Obj.
Ekstrakt: 10%
IBU: mało
Skład: słód (pszeniczny wędzony, jęczmienny), chmiel Galaxy, drożdże.
Do spożycia: 23.12.2016
Do grodzisza stosuje się słód pszeniczny wędzony dymem z dębu, więc nie dziwne tu klimaty dymu i palącego się drewna. Oscypek/wędzona szynka/kiełbasa to raczej domena bukowej wędzonki :) Pozdro
OdpowiedzUsuń