Wiecie jakie mam zdanie na temat afery sztosowej. Jeśli nie to zapraszam do ostatniego Brodacza Miesięcznego. Żeby pokazać Wam, czytelnikom, że da się uwarzyć super duper premium piwa bez spekulacji cenowych itp. postanowiłem spróbować paru innych, mniej aferotwórczych wyrobów.
Wiemy już, że leżakowana Lilith z browaru Golem rozwaliła system. Kolejnym piwem, które typowałem do podobnych doznań smakowych była kolaboracja Pinty z włoskim Amarcord. Dlaczego? Nie mam pojęcia w sumie. Ani to leżakowane nie jest, ani z jakimiś szczególnymi dodatkami...
Co tu dużo mówić, wygląd opakowania to główny powód kupna jeżeli chodzi o moją skromną osobę. Ładna smukła butelka z długą szyjką i etykieta, która nie odrzuca. Trochę się panowie cofnęli w czasie nie podając pełnego składu i ekstraktu, ale tak pewnie oznaczają piwo we Włoszech. Co do samego trunku... jest ciemne, to na pewno. Dość łatwo jednak można wymusić rubinowe refleksy. Raczej klarowne. Piana bardzo apetyczna. Wysoka, delikatnie dziurawa i utrzymująca się przez większość picia.
Aromat jest średnio intensywny, czasami nawet wydaje się być dość słaby... Trochę gorzkiej czekolady, ciemnych owoców (głównie śliwka i rodzynki), niedojrzałe orzechy włoskie i niestety zielone jabłko, które delikatnie, ale momentami też skutecznie psuje odbiór całości. Po ogrzaniu wychodzi też coś, czego się po żadnym kooperacyjnym porterze nie spodziewałem, mianowicie wzmocniony aldehyd octowy pod postacią farby emulsyjnej. Ogólnie... zawód niestety.
No dobra, ciałem człowieka ten porter na pewno nie powali, jest naprawdę lekko jak na ten styl. Na szczęście okazał się dość gładki w odczuciu i przyjemnie spływa po przełyku. Na początku miałem mały problem z wysyceniem, ale jakoś szybko się unormowało (jest na średnim do niskiego poziomie). Smakowo mamy głównie gorzkawy miks czekolady z kawą wspomagany przez fajnie dopełniającą paloność. Brzmi stoutowo? Owszem, na szczęście po dość stonowanej goryczce wchodzi finisz, który bardziej przypomina styl z etykiety. Nadal króluje paloność z gorzką czekoladą, ale przebijają się też ciemne owoce, głównie śliwka. Niestety piwo jest średnie i nie wyróżnia się praktycznie niczym. Czarny ryż nie wniósł nic do piwa. Po lekkim ogrzaniu zaczyna też zalegać nieprzyjemnie bardzo niedojrzałymi orzechami. Zdarzały mi się portery koncernowe, które były o wiele smaczniejsze i miały więcej do zaoferowania niż ten kooperacyjny "fermentowany i lagerowany w górach u wybrzeży Adriatyku".
----------
Styl: Porter
Alk: 9% Obj.
Ekstrakt: b/d
IBU: b/d
Skład: słody jęczmienne, chmiel, czarny ryż, cukier trzcinowy, drożdże.
Do spożycia: 09.01.2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz