Każdy browar dąży do tego, aby się stale rozrastać i doskonalić (no chyba, że mówimy o EDIm). Jedni budują własne placówki (jak np. Pinta, AleBrowar i Perun ostatnio), a inni, pozostając w sferze kontraktowca, dzielą produkcję na dwie istniejące już warzelnie. Kingpin właśnie tak postąpił.
To w Niechanowie panowie z Kingpina będą warzyć swoje nowe piwa, które mają trzymać się widełek danego stylu w mniejszym lub większym stopniu. Ich trunki "z dodatkami" pozostają w Zarzeczu. Żeby to jakoś pokazać postanowili stworzyć nową serie "Kingpin Stories", którą dla ułatwienia można porównać do alebrowarowego ortodoxa.
Nowa seria piw wymaga nowych etykiet. Nie zobaczymy na nich mojej ulubionej świni a specyficzne grafiki Patryka Hardzieja. Przyznać muszę, że podoba mi się ta kreska i kolorystyka. Papier tylko jakiś do dupy, marszczy się i nie trzyma się zbytnio butelki. Kapsel firmowy, ładny mimo tekstu. Piwo ma kolor bardzo ciemnego brązu i jest delikatnie zmętnione. Piana rośnie wysoko, ale redukuje się szybko. Może to wina mrozu? A tak ładnie się zapowiadała mimo pojedynczych dziur tu i ówdzie.
Aromat jakiś szczególnie powalający nie jest. Ot mleczna czekolada i odrobina paloności. Ciekawe rzeczy zaczynają się jednak dziać po lekkim ogrzaniu piwa. Wychodzi taka specyficzna mleczność od laktozy. Zazwyczaj kojarzy mi się ona po prostu z mleczną czekoladą, ale tym razem wyraźnie czuć też samo "mleko". Coś jak zapach wydobywający się z garnka, w którym już za momencik ma wykipieć mleko. Szkoda, że całość nie jest intensywniejsza.
Każdy, bez wyjątku zauważy już po pierwszym łyku, że Hello Stranger jest bardzo gładkie i łatwe w odbiorze. Dosłownie kremowe można rzec. Niskie wysycenie tylko to odczucie potęguje. Pierwsze zaskoczenie to palone ziarna kawy, które wydają się być podstawą wszystkiego. Moje klimaty muszę przyznać. Do tego mleczna czekolada, ale taka bardzo nieinwazyjna i zboża gdzieś z tyłu. Jakby się uprzeć to może i da się wyczuć bardzo delikatną słodycz karmelową. Goryczka zaznacza swoją obecność, ale jakoś tak bez przekonania. Narastająca paloność ją dosłownie pochłania z każdym łykiem. Finisz wytrawny, głównie palone ziarna z nutą zielonej kawy. Ciemna czekolada na drugim miejscu. Niestety średnio mi się podobają zalegające zbyt długo palone słody. Ogólnie piwo bardzo dobre, w moim guście nawet. Pewnie się będą ludziska czepiać, że mało jest mleka w tym mlecznym stoucie, że za bardzo palony, że im się kury nie niosą itp. Mi smakował, co mnie niezmiernie cieszy po ostatnim wybryku Kingpina.
----------
Styl: Milk Stout
Alk: 5,4%
Ekstrakt: 15,0°
IBU: b/d
Skład: słód (pale ale, cafe light, special b, abbey, chocolat, black, pszeniczny jasny), palony jęczmień, chmiel (Amarillo, Fuggles, East Kent Goldings), laktoza, drożdże Safale US-05.
Do spożycia: 11.07.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz