Trzeba chyba zacząć na serio sezon rowerowy. Zostały 3 tygodnie do pierwszego maratonu, a ja mam kondycję jakbym pierwszy raz na bicykla wsiadł... Płuca wyplułem już chyba wszystkie, więc nad nauką oddychania trzeba popracować najpierw.
Pogoda za cholerę nie chce w tym pomóc. Ja rozumiem, że w marcu jak w garncu, ale bez przesady. Tydzień temu mieliśmy 14'C a dzisiaj śnieg padał... Zresztą rozstrzał pogodowy zobaczycie na zdjęciach poniżej. Trasa znana i lubiana, może trochę przykrótka i w żółwim tempie, ale co zrobisz. W uszach mały powrót do korzeni pod postacią najnowszego albumu In Flames, boże jak ja ich dawno nie słuchałem.
Co pojawia się po zimie i lodzie? Błoto, dużo błota. Nie ma to jak przetestować nowy napęd w takim brudzie. Nie żebym powoli umierał za każdym razem gdy usłyszę chrobotanie nowiutkiego łańcucha na tak samo nowej korbie... Z miesiąc minie zanim przestanie mnie to obchodzić.
W końcu jednak wyszło słońce i deszcz trochę odpuścił. Pojechaliśmy więc ze znajomymi z drużyny w trasę. Cwaniaczki... jeździli na trenażerach w zimie, więc kondycję utrzymali. Ja umierałem jak młody (albo stary w sumie). Dlatego postanowiłem przejechać tę samą trasę ponownie parę dni później. Tyle tylko, że sam i w swoim starczym tempie.
No może nie tak do końca samotnie. Zabrałem ze sobą małe uzupełnienie płynów pod postacią ostrygowego stouta z browaru Bednary. Tak się akurat złożyło, że ostatnie ich piwo opisywane na blogu też pite było podczas wyprawy rowerowej.
W miarę OK pogoda pozwoliła mi przetestować także nowy obiektyw. Bałem się z początku, że stałka 60mm będzie średnio nadawała się na wyprawy, ale jak widać nie mam się czego obawiać. Może być mały problem z widoczkami, ale jakoś sobie poradzę.
Etykieta dość minimalistyczna z fajną grafiką. Według mnie odrobinę za dużą jak na butelkę 330ml, ale i tak spoko. Minus za krzywe jej naklejenie. Tak wiem, miałem już nie brać szkła na wyprawy, ale jakoś nie potrafiłem sobie wyobrazić picia tego stouta z plastiku alebrowarowego. Z początku piwo wydawało się czarne, nieprzejrzyste. Jak się jednak dobrze przypatrzy człowiek to zauważy ciemnobrunatne refleksy. Piana, mimo wiatru, trzymała się dzielnie do ostatniego łyku. Średniopęcherzykowa, ładnie przylepiała się do ścianki.
W Departamencie Węchu za dużo się niestety nie dzieje, podobnie jak w prawie każdym ministerstwie w stolycy. Nie dość, że aromat jest średnio intensywny to jeszcze wydaje się być jakiś taki... ubogi. Jest gorzka czekolada, potem długo długo nic i na samym końcu bardzo słabe podrygi soli morskiej. Wielka szkoda, połączenie soli z czekoladą mogło rozwalić system.
Na szczęście w Departamencie Smaku dzieje się o wiele więcej. Może nie na taką skalę jak w ministerstwach rządowych po ogłoszeniu wyników w ostatnich wyborach, ale zawsze. Zacznijmy od tego, że mimo intensywności stout ten nadal jest lekki i sesyjny. Może odrobinę za nisko wysycony, ale nadal bardzo pijalny. Na parkiecie rządzi gorzka czekolada. Wchodzi z buta jak Misiewicz do pierwszego lepszego klubu i nie odpuszcza. Towarzyszą jej podpalane słody, ale przede wszystkim popiół. Do tego lekki kwasek gdzieś na końcu języka. Goryczki praktycznie żadnej. Może gdyby człowiek się bardziej wysilił to by wyczuł jakąś lekko paloną. Na finiszu znowu gorzka czekolada i coś przypominającego zielone orzechy. O dziwo dobrze to wszystko współgra ze sobą. Osteroida to bardzo smaczny i wytrawny stout, ale cały czas mam w głowie jedno ważne pytanie... Gdzie w tym wszystkim podziały się ostrygi? W smaku już nawet sól po nich nie została.
----------
Styl: Oyster Stout
Alk: 4,4% Obj.
Ekstrakt: b/d
IBU: b/d
Skład: słód (jęczmienny, pszeniczny), wywar z ostryg, chmiel, drożdże.
Do spożycia: 19.06.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz