W końcu udało mi się dorwać (czyt. otworzyć) piwo od Absztyfikanta, i nie mówię tutaj o żadnej kooperacji z istniejącym już browarem. Łukasza wiele ludzi zna jako piwowara domowego, który na swoim fanpage'u inspirował innych do eksperymentowania ze składnikami. W końcu zaczął warzyć w prawdziwym browarze, na przykład w takim Olimpie. Nikt chyba jednak nie myślał, że Łukasz spocznie na laurach i przyjmie ciepłą posadkę jako piwowar w obcym browarze.
I tak już od jakiegoś czasu siedzi sobie na warzelni Czarnej Owcy (no bo kto by tam chciał spędzać czas w domu) pod własnym szyldem i wymyśla różniaste receptury. Tak więc gdy zobaczyłem jego piwo na półce sklepowej musiałem wyciągnąć plastik z portfela. Akurat udało się zakupić trunek w stylu, który jak wiecie uwielbiam. Trochę zmartwiło mnie mango... boję się o to, że może zamulić Mobiusa.
Etykieta wektorowa, zgrabna i schludna. Mi osobiście kojarząca się z latami 70-80. Można zaprojektować grafikę z dużym tekstem i kreseczkami tak aby całość ładnie wyglądała? Jak widać można. Piwo też nie odbiega wyglądem, ma piękny pomarańczowy kolor i jest równiutko zmętnione, co tylko dodaje całości uroku w tym świetle. Piana praktycznie nieistniejąca chociaż równy po całości kożuch pozostaje praktycznie do końca picia.
Aha, nie jest to piwo dla nowicjuszy craftu to na pewno. No bo kto niewtajemniczony pomyślałby, że piwo może pachnieć jak przesolona do granic możliwości woda gazowana? Tak jest bowiem w tym przypadku. Gdzieś w tle pojawiają się nuty mango, ale to sól daje po nosie aż miło. Trochę brakuje mi tu pszenicy, ale damy radę.
Oho, już na wstępie powiem Wam, że bardziej solonego piwa nie piłem chyba. Owszem, głównymi składnikami gose są sól i kolendra, ale w Mobiusie ta pierwsza dominuje nad wszystkim. Tak do końca nie jestem przekonany czy mi się to podoba, aczkolwiek pewnego rodzaju efekt wow jest. Pszenica ledwo co się wybija, a mango praktycznie nie istnieje na początku niestety. Wychodzi dopiero po lekkim ogrzaniu, ale tego stylu nie powinno się pić zbyt ciepłego... Goryczki żadnej, pojawia się za to kwasek, który umacnia się na finiszu wraz z przebijającą się kolendrą. Mimo tej przytłaczającej solanki i dość niskiego jak na gose wysycenia całość jest cholernie pijalna i sesyjna. Po ostatnim łyku miałem ochotę na więcej... tak, mam mały fetysz jeżeli chodzi o sól w piwie i najwyraźniej szybko się do tej sporej dawki przyzwyczaiłem. Szkoda tylko, że reszta smaczków nie była choć trochę bardziej intensywniejsza.
----------
Styl: Gose
Alk: 4,8% Obj.
Ekstrakt: 12°
IBU: 10
Skład: słód (jęczmienny, pszeniczny), amchur mango, sól, ziarna kolendry, chmiel Marynka, bakterie lactobacillus plantarum, drożdże fermentis safale us-05.
Do spożycia: 17.07.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz