Z darów losu można się naśmiewać, można też nimi gardzić i bojkotować każdego kto je przyjmuje. Ja mam dość neutralne podejście do tematu. Jeśli browar chce coś wysłać to dlaczego miałbym odmówić dla jakiegoś wyimaginowanego hipsterstwa? Szczególnie jeśli sam nadawca postarał się trochę bardziej.
Marek z Piwoteki wrzucił do paczki, pomijając butelki oczywiście, krótki list. Co najlepsze każdy adresat dostał wersję specjalnie napisaną pod niego. Miło. Ciekawe czy tak samo miło będę się czuł po dzisiejszym piwie. Braggot to połączenie, dosłownie, stoutu i miodu pitnego. Czy będzie powtórka z #teamdoprzesadysłodyczka jaką nas panowie uraczyli w Double Trouble? Zobaczmy.
Zgrabna buteleczka z dobrze dopasowaną etykietą, która już na pierwszy rzut oka pobudza w człowieku skojarzenia z czymś premium. Sama nazwa nie ma nic wspólnego z piwem, jest to bowiem rok nadania praw miejskich Łodzi. Trunek wydaję się być nieprzejrzyście czarny i średnio zmętniony. Piana niska, szybko się redukuję do kożuszka. Ten jednak pozostaje już do końca picia.
Pierwsze co mi przyszło na myśl po powąchaniu piwotekowego braggota to sam fakt użyteczności tego piwa jako narzędzia do trollowania znajomych craftopijców. Dajesz takiemu powąchać nieznany mu trunek i gwarantuje Wam, że pierwsza jego reakcja będzie taka: "Toż to Piwo na miodzie gryczanym z Manufaktury!". Serio, połączenie miodu wielokwiatowego z zapewne mocno palonym stoutem dało efekt typowej gryki. Jak się mocno wysili człowiek to wyczuje też delikatne likierowe nuty.
W smaku to już kompletnie inna bajka i lawina zaskoczeń. Po pierwsze, ciało: to piwo ma 26% ekstraktu, ale nie przypomina RiSa czy też portera. Bardziej coś z ekstraktem około 14-16%. Mimo tego jest mega aksamitne i oblepiające. Wysycenie na szczęście na niskim poziomie, pozwala się w spokoju delektować każdym łykiem. Słodka czekolada podbita miodem to główny składnik. Tutaj skojarzenia z gryką już na minimalnym poziomie. Czuć, że to czysty miód walczy z czekoladą i popiołem. W dodatku wygrywa czyniąc całość oblepiająco słodkim trunkiem. Co jednak najdziwniejsze, nie jest to słodycz zabójcza czy też super mega muląca. Goryczka niska, ale na tyle silna żeby przebić się chociażby na chwilę przez tę całą słodycz. Profil ma palony, lekko przechodzący w alkohol. Ten uwydatnia się na finiszu, ale w bardzo szlachetnej i przyjemnej formie. Jest dość specyficzny, pewnie przez swoje miodowe pochodzenie i podbicie delikatną palonością stoutową. Piwo degustacyjne to na pewno, idealne do powolnego sączenia. W dodatku dzięki niemu zacząłem zastanawiać się nad kupnem jakiegoś trójniaka. Mam dziwne przeczucie, że miody pitne mogłyby mi bardzo zasmakować.
----------
Styl: Braggot
Alk: 11% Obj.
Ekstrakt: 26% Wag.
IBU: b/d
Skład: słód (pale ale, monachijski II, caraaroma, carafa III special, pszeniczny jasny), miód wielokwiatowy, płatki owsiane, chmiel Magnum, drożdże Danstar Nottingham.
Do spożycia: 29.03.2018
Czemu trójniaka? Zacznij z grubej rury. Jadwiga jest raczej łatwo dostępna, stosunkowo tania w "normalnym" opakowaniu i naprawdę dobra. Na próbę są też buteleczki 250 ml. Jak Ci będzie Auchan po drodze, to spróbuj tam.
OdpowiedzUsuńA wpis świetny, jak zwykle zresztą. Pozdro!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZ półtorakiem na początek bym nie szalał, ale myślę, że dwójniak to idealne rozwiązania – przynajmniej jak dla mnie – bo trójniaki uważam za trochę wodniste. Podobnie jak to piwo, wydaje mi się trochę za wodniste — co trochę dziwne jak na taki ekstrakt początkowy a odfermentowanie też raczej nie jest jakieś strasznie głębokie.
Usuń