Dostałem ostatnio od Michała z beardshop.pl (i Ferajny) paczkę. Wiadomo, dary losu itd. z tym, że jego przesyłka wyróżniała się dość znacznie spośród innych "prezentów dla blogera". Otóż oprócz piwa wysłał mi on olejek i szampon do brody... ten drugi na bazie wcześniej wymienionego trunku. Nie będę ukrywał, że sceptycznie patrzę na takie wynalazki, ale postanowiłem podejść do tematu profesjonalnie (jak nigdy har har).
Dlatego dziś sprawdzimy sobie samo piwo, a w przyszłości specyfiki do brody. Jakby nie patrzeć nadaję się idealnie na królika doświadczalnego. Olejku używam sporadycznie (muszę to zmienić), a pielęgnację zarostu ograniczyłem do codziennego mycia mydłem naturalnym. Co najlepsze olejki posiadam już trzy, więc porównanie ich będzie jak najbardziej wskazane. Dodatkowo jazda rowerem po lasach mocno odbija się na zaroście... No, ale co my tu dzisiaj mamy na tapecie... Ach tak, piwo, które z tego co zrozumiałem zostało uwarzone specjalnie pod markę Capt. Fawcett przez angielski browar Elgood's Brewery.
Dlatego dziś sprawdzimy sobie samo piwo, a w przyszłości specyfiki do brody. Jakby nie patrzeć nadaję się idealnie na królika doświadczalnego. Olejku używam sporadycznie (muszę to zmienić), a pielęgnację zarostu ograniczyłem do codziennego mycia mydłem naturalnym. Co najlepsze olejki posiadam już trzy, więc porównanie ich będzie jak najbardziej wskazane. Dodatkowo jazda rowerem po lasach mocno odbija się na zaroście... No, ale co my tu dzisiaj mamy na tapecie... Ach tak, piwo, które z tego co zrozumiałem zostało uwarzone specjalnie pod markę Capt. Fawcett przez angielski browar Elgood's Brewery.
Sama etykieta jakoś szczególnie się nie wyróżnia i jest trochę nudna. Na środku logo/grafika firmy a w tle elementy graficzne jak z tutoriala. O wiele lepiej prezentuje się opakowanie jako całość, bo butelka sprzedawana była wraz z drewnianym pudełkiem (fota na końcu). Piwo to już inna para kaloszy. Ma piękny miedziany kolor (lekko przyciemniony) i jest idealnie klarowne. Śnieżnobiała piana rośnie na trzy palce, ale dość szybko zaczyna opadać niestety. Pozostawia po sobie jednak spory kożuch i ładny lacing na szkle.
Tak, tego można było się spodziewać. Karmel to podstawa aromatu, lekko odmieniony tostowymi nutami. Do tego całkiem wyraźny trawiasty zapaszek wchodzący w korę drzewną. No i kwiaty, pełno kwiatów, które momentami przechodzą niestety w tanią podróbę miodu. Co jakiś czas pojawiają się też papierosy i warzywa. Całość nie grzeszy intensywnością i zanika dość szybko co podbija tylko odczucie nudy i craftowego snobizmu.
W smaku dość lekkie, średnio wysycone i orzeźwiające o dziwo. Już na wstępie czuć jednak, że doznaniowo to to bardziej będzie przypominać jakiś lepszy lager/pils niżeli IPA. Jest trawa, a nawet delikatna ziołowość momentami. Słodowość na podobnym poziomie, tostowa z karmelowym zacięciem. Wszystko ładnie zbalansowane i współgrające ze sobą. Goryczka za to niska, średnio przyjemna i jakaś taka gryząca dziwnie. Finisz z początku wydaje się być trawiasty, taki leśny nawet. Niestety szybko robi się cierpki, łodygowy i ogólnie nieprzyjemny. Podsumowując piwo z potencjałem, ale delikatnie mówiąc... uwarzone na odwal trochę. Szkoda, wypiłbym sobie takie typowe i wyraziste angielskie india pale ale.
----------
Styl: India Pale Ale (English)
Alk: 4,7%
Ekstrakt: b/d
IBU: b/d
Skład: słody, chmiel, drożdże.
Do spożycia: zamazane, ale chyba do 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz