Powracające piwo to najlepszy pretekst do odkopania starego wpisu zapomnianego gdzieś hen daleko w kopiach roboczych. Tak jest w tym przypadku. Z browaru Birbant ma niedługo wyjechać (albo i już wyjechała) kolejna warka Senseia. Piłem poprzednią, ale nie wiedzieć czemu nie wrzuciłem wpisu na bloga. Trzeba to zmienić.
Pozostaje oczywiście kwestia różnych warek, w końcu ta najnowsza może się diametralnie różnić od poprzedniej. Jestem jednak przekonany, że w tym przypadku nie będzie z tym problemu. Panowie z Birbanta trzymają poziom swoich piw w ryzach i rzadko kiedy miewają wpadki jakościowe.
Etykieta w stylu znanym i lubianym. Sylwetka samuraja i biało czerwone barwy pięknie prezentują się na szkle. Kapsel firmowy także, głównie dzięki zacnemu logo i braku jakichkolwiek napisów. Piwo ma kolor miedziany, jest klarowne i posiada całkiem wysoką pianę. Ta, zbita i gęsta, trzyma się dość długo zanim opadnie do sporawych rozmiarów kożucha. Koronka też się jakaś pojawia momentami.
Z początku aromat nie powalał. W zamkniętym pomieszczeniu człowiek mógł coś wyczuć, ale na dworze przy lekkim wietrze byłby już problem. Zapach żywicy i kwiatów dominuje, ale gdzieś w oddali da się też wyczuć delikatne cytrusy (w tym przypadku skórka od pomarańczy). Co najważniejsze nie ma zieleniny dlatego możemy z entuzjazmem przejść do konsumpcji.
Ok, na starcie muszę zaznaczyć, że piwo jest nad wyraz lekkie jak na ten ekstrakt. Słodowość nadal dawała czadu, ale w żadnym wypadku nie można było mówić o jakimkolwiek zapchaniu. Pomaga w tym na pewno dość duże wysycenie. Jeżeli chodzi o sam smak to jesteśmy świadkami istnej wojny na polach pszenicy. Po jednej stronie swojska ziołowość, a po drugiej tropikalno-cytrusowe akcenty, które walczą ze sobą nieustannie. Te ostatnie przypominają miks grapefruita, skórki pomarańczy i liczi. To piwo nie jest gładkie, ułożone czy też spokojne. Ono przeżywa wewnętrzny konflikt, który o dziwo składa się w przyjemną całość. Goryczka silna, trochę zalegająca o profilu ziołowym. Finisz wchodzi w lekką wytrawność. Składa się głównie z cytrusów (a może bardziej samych skórek), pszenicy (i delikatnego kwasku od nich), kolendry i zroszonej trawy. Bardzo przyjemne, ale też agresywne piwo.
----------
Styl: Sorachi White AIPA
Alk: 5,7%
Ekstrakt: 15,5%
IBU: 60
Skład: słód (pale ale, pszeniczny), chmiel (Tomahawk, Centennial, Sorachi Ace, Chinook), drożdże us-05.
Do spożycia: 28.12.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz