Z piwami, którym kończy się termin przydatności jest zawsze problem. Szczególnie takimi z dodatkami i małą zawartością alkoholu. W tym przypadku szczególnie, bo jakoś mi się nie wydaje, aby kawa dodana na zimno pomogła jakoś "zakonserwować" to co w butelce zostało zamknięte.
Nie mogłem jednak odpuścić Harremu, w końcu uwielbiam kawę, a według niektórych jestem od niej wręcz uzależniony. Styl podstawowy zdaje mi się być dobrze dobrany. Blonde ale nie jest czymś intensywnym i może z ochotą przyjąć właściwości Kenia Gichathhaini, kawy wypalonej przez Coffee Roasters i potem zaparzonej przelewowo przez kawiarnię Black and White Coffee.
Trochę się zdziwiłem widząc etykietę Harrego po raz pierwszy. Brodacz ma dość prosty szablon jeżeli chodzi o swoje butelki, a tutaj mamy bardzo fajną grafikę nawiązującą do kultowego filmu z Clintem. Piwo chcąc czy nie nawiązuje do nazwy i wygląda jak jakieś pomarańczowe błoto. Pod światło widać, że trunek jest pomarańczowy, ale mętność ma już kolor brązu (a odstało trochę w lodówce). Piana wysoka i w miarę zbita. Zanika w średnim tempie pozostawiając całkiem spoko koronkę na ściankach.
Stało się to czego się po trochu spodziewałem. Kawa przejęła władzę nad chmielami. Niekoniecznie jest to zła rzecz jeżeli mam być szczery. Mamy bowiem przyjemną woń trochę niedojrzałych ziaren kawy (tzw. green beans), które dodają subtelnej kwaśności. Gdzieś w tle pojawia się brzoskwinia i lekka cytryna, ale widać, że osłabły z czasem. Najważniejsze jest jednak to, że nie pachnie to jak lura ze stołówki zakładowej.
W smaku rześkie, ale i zadziwiająco przyjemnie gładkie zarazem. Średnie wysycenie trafione w punkt przypomina, że to jednak jest piwo, a nie sam coldbrew. Na pierwszym planie (a przynajmniej z początku) owoce, głównie cytrusy. Są też... porzeczki. Nie miałem pewności skąd one dopóki nie przeczytałem właściwości dodanej do tego trunku kawy, której typowo palone akcenty robią za przyjemne wypełnienie całości. W tle także delikatna żywica i bardzo niska, ale powiedzmy, że wyczuwalna goryczka. Na finiszu dominuje przyjemny kawowy kwasek, lekko palone ziarna i znowu te porzeczki, ale tym razem na granicy autosugestii. Naprawdę dziwne, ale przyjemne piwo.
----------
Styl: Coffee Blonde Ale
Alk: 4,9% Obj.
Ekstrakt: 11% Wag.
IBU: b/d
Skład: słód (pilzneński, pszeniczny, pale ale, karmelowy), chmiel Mosaic, kawa Kenia Gichathaini, drożdże US-05.
Do spożycia: 10.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz