No no, jak już Tomek z wiadomo jakiego bloga wrzuca filmik (w sobotę) z moim rodzimym browarem to fejm musiał pójść w Polskę. Szkoda tylko, że degustował przegazowaną pierwszą warkę naszej session IPA. Nie ma co, trzeba kuć żelazo póki gorące. Dlatego na szybko wyciągnąłem butelkę ze swojego malinowego zapasu, aby opisać Wam ich najnowsze dzieło.
Owocowe piwo z malinami? W październiku? No tak trochę przestrzelona data muszę przyznać. Nie jest to jednak trunek o niskim ekstrakcie dlatego polecam je wypić nawet w chłodniejsze wieczory. Że już na wstępie je chwalę? No tak, w końcu piłem je prosto z tanka przy okazji ostatniej wizyty w browarze i wiem czego mogę oczekiwać po butelkach.
Etykieta różowa, no bo to przecież piwo owocowe. Krzak maliny, owoce, ogólnie jest ok. Problem mam z tekstem który się za bardzo gubi w tej palecie barw. Piwo za to prezentuje się naprawdę smacznie. Ma kolor malin, dosłownie, i jest lekko zmętnione. Pierwsze co mi przyszło do głowy to sok z wcześniej wymienionych owoców z dosłownie kropelką mleka. Piana już na samym początku dość niska szybko zredukowała się do dziurawego kożucha. Ten też na długo nie zagościł w szkle.
O tak, właśnie to "mam w nosie" gdy przypomnę sobie te pare łyków wyrwanych z tanka jeszcze dwa tygodnie temu. Wyraźny aromat soczystych malin zapowiadający owocową bombę, z nutką kwasku w dodatku. Gdzieś w tle pojawia się też lekka pszenica.
W ustach czuć ciałko, w końcu trochę ekstraktu to ma. Nie jest to jednak ilość zapychająca. Dość mocne wysycenie i sam profil smakowy skutecznie kontrują to odczucie. Jest kwaśno, ale nie od bakterii (duh) tylko od owoców. Maliny w tym piwie to istna bomba zegarowa z bardzo krótkim zapłonem. Bierze człowiek łyk i te pierwsze pół sekundy wydaje się być takie jakieś... przytulne. Na moje zmysły czuć tam trochę słodyczy laktozy. No, ale przychodzą owoce (oprócz malin pojawia się też czerwona porzeczka) i jak banda debi... przepraszam, "kibiców" Legii zaczynają demolować nasze podniebienie. Jak w przypadku piłkarzy skończyło się to tragicznie tak tutaj wyszło cholernie smacznie. W tle przyjemnie wypełniająca, ale delikatna pszenica. Goryczka niska, wspomagana przez kwaśność. Finisz jest trochę dziwny... niby słodki, ale też miejscami wytrawny, albo łodygowy bardziej. Nie przeszkadza to mi jednak w czymkolwiek. Według mnie pasuje po prostu do reszty, szczególnie, że całość w ogóle nie zalega. Orzeźwiające, ale też nie tak do końca lekkie piwo. Takie też są nam potrzebne na rynku.
----------
Styl: Fruit Ale
Alk: 5% Obj.
Ekstrakt: 13,5°
IBU: 3/10
Skład: słód (pale ale, pszeniczny, karmelowy), maliny, laktoza, chmiel, drożdże.
Do spożycia: 04.05.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz