Nadejszła wiekopomna chwila... Na moim podwórku, na zimnym jak serce waszych ex bruku rozlałem piwo, które jak język łaciński uważane było za martwe. No dobra, może nie tak do końca. Piwowarzy domowi (i może ze trzy zagraniczne browary) uwarzyli coś tam w zaciszu swoich garnków. To jednak browar Olimp jako pierwszy w kraju wypuścił jopejskie hurtem na rynek.
Mieliśmy w tym roku dużo okazji do wydania niepojętych sum na 1 (słownie: jedną) butelkę sztosa. Kormoran jakoś się z tego wywinął, ale Artezan brnie w zaparte i tak np. dzisiaj widziałem ich Samca Alfa za 67zł... No sorry, ale wolę wydać taką kasę (coś ponad 40zł) na piwo, które jest unikatowe, a właśnie z takim mamy dzisiaj do czynienia. Plus swoim zakupem chciałem dać prztyczka w nos pewnemu Niemcowi z Trójmiasta.
Co jak co, ale jak Olimp odwali unikatowe opakowanie to nie ma ch... we wsi. Sama butelka to pewnego rodzaju dzieło sztuki, nie mówiąc już o kartonie i zawieszce z morskimi opowieściami. Co mnie jeszcze pozytywnie zaskoczyło to lak na korku. Bardzo łatwo się go pozbyć. Z tego co pamiętam w ich Hadesie czy też Zeusie był z tym wielki problem. Samo piwo jest czarne, dosłownie. Już przy nalewaniu widać też, jak bardzo gęste będzie. Piany nie ma, ale to nie wada w tym stylu.
Dałem się Jopejskiemu ogrzać. Grzechem byłoby pić je w temperaturze zbliżonej do tej na dworze. Naprawdę, nie róbcie tego. Ciepło uwalnia moc w tym syropie słodowym... i to jaką! Intensywny aromat składa się z tylu rzeczy, że pozostaje mi je tylko wymienić po kolei: miks suszonych owoców w tym głównie śliwki i moreli. Do tego świeża wiśnia i przyjemne nuty winne. W tle skórka od chleba, a na samym końcu sos sojowy. Po mocniejszych ogrzaniu wychodzi też czekolada, która z wiśnią przypomina trochę drogie bombonierki. W dodatku aromat nie należy do ulotnych i trzyma się szkła jak może.
Nalałem sobie bardzo mało, z resztą widzicie po zdjęciu (butelka ma 100ml). Taka ilość w zupełności wystarczy, bo piwo jest gęste jak syrop i bardzo powoli spływa do przełyku. Jak łatwo się domyślić nagazowania to też praktycznie nie ma. Chociaż w sumie... jeżeli dobrze pamiętam, to Kamilowe jopejskie było jeszcze gęściejsze. Co w smaku? To samo co w aromacie, no prawie. Do wiśni dołączyła czereśnia i droczy się z tą pierwszą swoją słodyczą. Wszechobecna śliwka próbuje uspokoić całe to towarzystwo i muszę przyznać, że jej się to udaje bardzo ładnie. Z ukrycia przygląda im się pigwa i bardzo, ale to bardzo delikatne zioła. W tle wyraźna, spieczona skórka od chleba i czekolada. No i te winne nuty... Pięknie tu zagrały. Jak nie lubię zbytnio wina tak tutaj pasuje mi idealnie. Goryczki nie ma, bo po co ona komu. Finisz podobny do reszty z tym, że trochę bardziej wybija się czekolada. Alkohol praktycznie niewyczuwalny, przyjemnie rozgrzewa z ukrycia. Właśnie za takie doznania jestem w stanie zapłacić większą sumkę. Coś unikatowego, pradawnego, odtworzonego z dawno zapomnianych kart historii.
----------
Styl: Jopejskie
Alk: 8,5% Obj.
Ekstrakt: 45% Wag.
IBU: b/d
Skład: słody jęczmienne, chmiel, drożdże.
Do spożycia: 12.2020
Ja spotkałem się z Samcem Alfa za 95 zł w lokalu z wyszynkiem
OdpowiedzUsuńopakowanie super ale nalać już mogli trochę w tą szyjkę :) Bo wygląda to biednie ;-)
OdpowiedzUsuń