Trzy tygodnie... tyle czasu nie miałem naszego ulubionego trunku w ustach. Wirus z Kanady chwycił mnie mocno i nie chciał puścić. Potem jakieś zaliczenia i inne egzaminy... A półeczki w piwnicy pękają w szwach. Oprócz darów losu wpadły w moje ręce też piwa, których byłem bardzo ciekawy. Od jednego z nich zaczniemy sobie powrót do życia brodatego alko... degustatora.
Browar Rockmill zadebiutował na początku zeszłego roku. Wielu ludzi z branży uważa ich za jeden z najciekawszych młodych browarów ostatniego czasu. Musiałem zatem kupić jakieś ich piwo. Widząc laktozę w składzie stoutów mam już lekki tik nerwowy. Nie wiedzieć czemu, ale nasi rzemieślnicy przesadzają z nią zazwyczaj i piwa, które miały być kawowe wychodzą słodkie jak jakieś wymysły dla nastolatek ze Starbunia.
Browar Rockmill zadebiutował na początku zeszłego roku. Wielu ludzi z branży uważa ich za jeden z najciekawszych młodych browarów ostatniego czasu. Musiałem zatem kupić jakieś ich piwo. Widząc laktozę w składzie stoutów mam już lekki tik nerwowy. Nie wiedzieć czemu, ale nasi rzemieślnicy przesadzają z nią zazwyczaj i piwa, które miały być kawowe wychodzą słodkie jak jakieś wymysły dla nastolatek ze Starbunia.
Etykiety Rockmilla są... nietypowe. Fajne, ale dziwne. Coś mi przypominają, ale za cholerę nie mogę skojarzyć co. W sumie to te ich rysunki nadawałyby się idealnie na tatuaż. Piwo jest ciemnobrązowe, w szkle czarne i nieprzejrzyste. Piana wysoka i ładnie zbita z początku. Po chwili zaczyna pękać, ale ładnie czepia się ścianki i opada bardzo powoli.
Nie wiem czy to wina wyostrzonych zmysłów po chorobie, ale stoucik rockmillowski pachnie bardzo intensywnie. Gdybym bym prywaciarzem na swoim to na pewno mógłbym nim zastąpić poranną kawę. Zapach palonych ziaren wyrywa się ze szkła jak szalony. Do tego przyjemne tło czekoladowe, średnio słodkie. Bałem się trochę tej laktozy w coffee stoucie, ale jak narazie jest ona, na szczęście, minimalna.
Nie gorzej jest po przełknięciu pierwszego łyku. Piwo wyraziste i z pazurem, ale też bardzo fajnie ułożone. Aksamitne, z wyraźnym ciałem i średnim wysyceniem, wpasowanym można rzec idealnie. Już na samym początku atakuje nas wyraźna mieszanka kawy i paloności. Kojarzy mi się to trochę z coldbrew z Etno Café, które pijałem zazwyczaj przed startem maratonów rowerowych. W tle uzupełniająca czekolada, taka delikatnie mleczna i wanilia. Goryczka na średnim poziomie, według mnie wyższa popsułaby profil piwa. Finisz jeszcze bardziej kawowy z przyjemnym kwaskiem towarzyszącym prawie każdej "małej czarnej". Całość zdecydowanie bardziej po tej wytrawnej/palonej stronie. Słodycz laktozowa nie przytłacza tak jak w wielu innych przedstawicielach tego (i podobnych) stylu. Pyszne, nieprzekombinowane piwo. Udał się Rockmillowi debiut na blogu.
----------
Styl: Oatmeal Coffee Stout
Alk: 6,5% Obj.
Ekstrakt: 18% Wag.
IBU: 3/6
Skład: słód jęczmienny, płatki owsiane, kawa, laktoza, wanilia, chmiel, drożdże.
Do spożycia: 11.10.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz