Musicie mieć jakieś zdolności nadprzyrodzone... zawsze wybieracie w ankiecie piwo, na które mam mniejszą ochotę. W tym przypadku bardziej chodziło o browar, bo Pinta była przecież ostatnio na blogu. Nic jednak na to nie poradzę, lud przemówił.
Zdziwiłem się trochę tak w ogóle. Chłopaki rzucili się na dość głębokie wody, trzeba im to przyznać. Taki ekstrakt to nie w kij dmuchał nawet jak na grubaśne piwo, a taki na pewno jest RiS. Po 12 godzinach na wyziębionej jak psia buda uczelni naszła mnie też ochota na coś rozgrzewającego, ciekawe dlaczego...
I znowu nie wiem co autor miał na myśli projektując etykietę... Po jakimś czasie człowiek zauważa sam skrót "RIS", ale mogli się trochę bardziej postarać. W końcu to nie jest trunek codzienny. Samo piwo to już istne dzieło sztuki. Czarne jak smoła, zauważalnie gęste. Piana wysoka, zbita, wręcz deserowa.
Zapach z butelki był nieziemski jeżeli chodzi o intensywności. Tak jakby piwo dostało szału i za wszelką cenę chciało się wydostać ze szkła. W snifterze już nie było tak kolorowo pod tym względem. Jakoś zadziwiająco szybko aromat się z niego ulotnił... a jest za czym tęsknić. Półsłodka czekolada, kakao, zadziwiająco wyraźne praliny i toffi. Gdzieś w tle majaczy zielone jabłuszko, ale reszta zapaszków przykrywa je wystarczająco dobrze.
Ooo taaak, to jest ta konsystencja, która za mną chodziła cały dzień (w sumie to 12h na uczelni). Aksamitne, gęste, lepkie. Nie jest to jednak syrop, coś bardziej jak wyciąg z kakaowca. Ciałka sporo, w końcu to mocarne 30 Plato. Sączy się to przyjemnie mimo dość mocnego jak na RiSa wysycenia. Smak na szczęście nie ma problemów z trwałością. Tak na dobrą sprawę to umacnia się z każdym kolejnym łykiem. Czekolada (tak trochę bardziej po tej gorzkawej stronie) jest kierownikiem tego całego zamieszania. Wróć... tej orkiestry, bo zamieszania tutaj nie ma. RiS od Pinty jest bowiem bardzo dobrze ułożony. Zaraz obok Pani Kierowniczki stoi jej przydupas Czesiu Paloność wyperfumowany od stóp do głów Szanele Number Elewen: kakao i toffi. Słodycz tego ostatniego może nie wyrównuje sił pomiędzy wytrawnością a #teamsłodyczka, ale za to jest wystarczająco zauważalna. O wszechobecnych skojarzeniach z pralinami chyba nie muszę wspominać? Goryczka średnia, ale wyraźna. Taka powiedzmy, że palona. Finisz wprowadza dodatkowy element pod postacią ciemnego pieczywa, co mnie osobiście zaskoczyło niezmiernie. I to pozytywnie! 11,5% alkoholu ukryte co do ostatniego procenta, nie wiem jak im się to udało. W cholerę z tą Pintą... gdy ja próbuję o nich zapomnieć wciągają mnie z powrotem swoją nagłą zajebistością... i to już drugi raz z rzędu.
----------
Styl: Russian Imperial Stout
Alk: 11,5% Obj.
Ekstrakt: 30
IBU: b/d
Skład: słód (pale ple, monachijski typ II, jęczmień palony, Chocolate, Pale Chocolate, Black, Crystal, Dark Crystal), chmiel (Columbus, Fuggles), drożdże Fermentis SafAle™ US-05.
Do spożycia: 14.02.2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz