Kapslownica w domu to fajna sprawa. Nawet gdy nie masz nic wspólnego z piwowarstwem domowym. Dlaczego? Ano np. możesz sobie ponownie zamknąć ulubione piwo, co by się nie rozgazowało (jest takie słowo w ogóle?). Dziwne? No gdzie, już tłumaczę.
Miałem ostatnio taką sytuację: otworzyłem sobie kawową Wołgę z Artezana, przelałem ładnie do szkła, zrobiłem zdjęcia do wpisu. Usiadłem wygodnie do kompa gotowy do tworzenia jakże ważnej dla całego świata degustacji i... coś mi wyskoczyło. Nie mówię tu o dysku czy też innej części ciała. Po prostu musiałem gdzieś pojechać. Wiedziałem, że na miejscu będę mógł skończyć owe piwo. Dlatego przelałem je do butelki i wysłużoną już Gretą zacisnąłem świeży kapsel (zostało mi jeszcze ich parę z czasów warzenia). Proste? Proste.
Im więcej piję piw Artezana tym większy fetysz odczuwam do ich etykiet. Nie wiem czemu... Doszło już do tego, że zamówiłem sobie ich shakera z tym wzorem. Ich grafik rzucił na mnie jakąś klątwę mówię Wam. Karny pytong pozostaje za brak składu. Co do kapsla... no byłby lepszy bez napisu, zdecydowanie. Piwo ma czarny kolor i wydaje się być nieprzejrzyste. Przy nalewaniu było widać brązowe zmętnienie. Piana z początku wysoka dość szybko zaczęła pękać. Po chwili nie pozostało po niej nic.
No no, tą wersję Wołgi mogliby podawać w testach na sędziego BJCP. Aromat jest zdradliwy jak jasna cholera. Z początku wydaje się dominować mocno palona kawa z delikatnym zbożowym zacięciem. Jednak z każdym kolejnym niuchnięciem coś się zaczyna dziać dziwnego. Momentami wychodzi tytoń, co jakiś czas wszystko przytłacza słodowość pospolita, a raz czy dwa zdarzyło mi się wyczuć coś pokroju gotowanych warzyw. Na szczęście to kawa najdłużej przebywała na scenie, ale niesmak pozostał. Inna sprawa, że w połowie picia aromat kompletnie zanikł.
W ustach na pierwszy rzut języka wszystko wydaje się być OK. Ciałko nie zaskakuje, jest takie jakiego bym się spodziewał po owsianym stoucie. Aksamitne, gładkie, ale niezapychające. Wysycenie niskie, co tylko uwydatnia profil deserowy piwa. W smaku... no niestety coś nie zagrało do końca. Czuć palone słody, czuć specyficzną zbożowość. Jest dość słodko, co potęguje średnio intensywna czekolada. Ta jakaś taka tania się wydaje, jak te biedronkowe z najniższej półki. Kawa (też już jakaś taka zwietrzała) zaraz obok niej i właśnie to mi psuje najbardziej odbiór tego niby kawowego stoutu. Przecież to ten jakże przepyszny czarny napój powinien tutaj grać pierwsze skrzypce, a w moim odczuciu stoi sobie co najwyżej w trzecim rzędzie i gra na... cymbałkach. Goryczka bardzo niska, ledwo co zauważalna. Finisz za to pozytywnie mnie zaskoczył. Jest krótki, ale za to wyraźnie kawowy z przyjemnym kwaskiem w tle. Podsumowując: coś nie pykło. Zanim fanboye Artezana wyciągną pochodnie... nie, przelanie piwa na 15 minut do butelki (zakapslowanej ponownie) nie wpłynęłoby tak na sam trunek. Ojcom polskiego craftu też czasami nie wychodzi.
----------
Styl: Oatmeal Coffee Stout
Alk: 5,5% Obj.
Ekstrakt: b/d
IBU: b/d
Skład: słód jęczmienny, płatki owsiane, chmiel, drożdże, kawa.
Do spożycia: 16.05.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz