Pamiętam, że było kiedyś takie niepisane prawo w środowisku blogerów piwnych, które brzmiało: "Nie będziesz oceniał piwa przedpremierowego nadaremno, bo Duch Craftu przyjdzie w nocy i urwie Ci kuśkę" czy jakoś tak. Chodziło o to, żeby nie psuć premiery nowych piw dopiero co raczkującym rzemieślnikom.
Dzisiaj można to interpretować inaczej. No bo w końcu mamy o wiele więcej browarów i ktoś może powiedzieć, że taką przedwczesną degustacją ratujemy pieniądze (i to czasami znaczne sumki) biednych konsumentów. Szczerze? Sam nie wiem po której jestem stronie. No, ale jak już sam browar wysyła przedpremierowo, to chyba można nie? Dostałem z Bytowa wszystkie 4 warianty ich porteru, ten wygrał w ankiecie.
Etykieta prosta, czwarta z serii. Całość ma utworzyć napis PORTER (ciekawe co dodadzą do "E" i "R"). Dość ładna w tej swojej prostocie. Samo piwo ma czarny kolor i jest nieprzejrzyste. Piana z początku ładna i wysoka szybko zaczęła pękać pozostawiając po sobie dość trwały kożuch. Było też trochę "brudu" na szkle.
Pierwszy raz zdarzyło mi się, że aromat po otwarciu butelki był o wiele słabszy niż po powiedzmy paru minutach ze szkła. Jakoś tak dziwacznie nabrał mocy, jakby musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Co w nim? Ano jedno z najbliższych marcepanowych doświadczeń, jakie udało mi się spotkać w piwie. I to w dodatku prawilnie polanych mleczną czekoladą. Zaskoczeń ciąg dalszy, bo zapachy zmieniają się w trakcie picia. Mniej więcej w połowie wychodzi kawa zbożowa i migdały, a marcepan chowa się gdzieś z tyłu.
W ustach czuć ciałko, jak to przystało na tak gruby porter. Wysycenie jest niskie, takie jakie powinno być, tylko delikatnie szczypie podniebienie. Całość naprawdę przyjemnie spływa do przełyku, jest gęste i aksamitne. Ojj czuć te płatki owsiane czuć. Na pierwszym planie kawa, ale taka nad wyraz kwaskowata. Jeżeli dobrze pamiętam to długo palone ziarna dają taki efekt. Zalatuje to też lekko zieloną kawą. Dalej mamy swoistą walkę pomiędzy "skojarzeniem marcepanu" (bo w smaku już on nie jest tak oczywisty) i migdałów. Do tego całkiem wyraźna paloność w tle. Goryczka średnia do niskiej. Taka trochę w stylu: "ja się nie będę wtrącać, bo jeszcze po mordzie dostanę". Finisz zdaje się być kulminacją kawową, dominuje ona po całości i tylko czasami daje dojść do słowa takim jakimś niedojrzałym orzechom. Kwasek też jest w tym momencie najwyższy. Przez całość ciągnie się też jakaś słodycz, ale pierwszy raz w tym stylu ciężko mi jest ją nazwać. Na pewno nie są to znane z porterów suszone śliwki, rodzynki itp. Bardziej jest to, i to przy takim strzale na oślep trochę, typowa słodowa słodycz z nutką dżemu porzeczkowego. Serio. Bardzo ciekawe piwo, chociaż bliżej mu do stoutu (smakowo) niżeli do porteru.
----------
Styl: Imperial Porter Coffee and Almonds
Alk: 10% Obj.
Ekstrakt: 25% Wag.
IBU: 3/6
Skład: słód (jęczmienne, pszeniczne, jęczmień palony), płatki owsiane, kawa, chmiel, naturalny ekstrakt z migdałów, drożdże.
Do spożycia: 22.03.2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz