Nie lubię agrestu, chociaż lubię kwaśne rzeczy. Jakoś tak od dziecka mam, że nienawidzę wręcz tego jakże ukochanego przez wielu działkowców owocu. Może to przez to, że wciskano mi go za każdym razem? No, bo zdrowe owocki, jedz jedz Patryś. Brrr. Inna sprawa, że uwielbiam kwaśne piwa... i co ja teraz biedny mam zrobić?
No jak to co, spróbować. Szczególnie jeśli Browar Jana wysyła butelki przedpremierowo. Trochę szkoda, że piwo będzie głównie dostępne w kegach. Mam jednak cichą nadzieję, że Duch Craftu zstąpi na piwowara (i marketingowców) i browar postanowi wypuścić większą partię na lato. Dlaczego tak? Bo zmieniło ono moje podejście do agrestu, ale o tym więcej poniżej. Wspomnę tylko jeszcze, że nie jest to typowy sour ale, nie mamy tutaj bowiem żadnych bakterii i polegamy głównie na kwaśności owocowej.
Etykieta czysta, z dobrze dobraną kolorystyką i bez zbędnych pierdół. Nawet podpasowało mi to, że nie ma na niej samego owocu. Kapsel firmowy, aczkolwiek nie jest to ten typowy, którym browar zamyka zazwyczaj swoje butelki. Logo wygląda trochę jakby należało do jakiejś zorganizowanej akcji browarów rzemieślniczych. Samo piwo ma jasnozłoty kolor i jest lekko zmętnione. Piana bardzo niska, ale do tego już się przyzwyczaiłem jeżeli chodzi o piwa kwaśne.
Tak jak nie przepadam za samym agrestem tak aromat tego piwa mi cholernie podszedł. Czuć ten owoc wyraźnie i nie są to jakieś sztuczne aromaty. Świeży i orzeźwiający miks agrestu z delikatną słodowością naprawdę przyjemnie się wącha przy okazji każdego łyku. Są też delikatne porzeczki, ale to może być moja wyobraźnia akurat.
Przy pierwszym łyku czuć delikatne ciałko i wysokie nagazowanie, lekko zahaczające o grodziskie klimaty trzeba przyznać. O wodnistości nie ma mowy, całość jest wysoce pijalna i orzeźwiająca. W smaku kwaśność na pierwszym planie, ale nie pochodzi ona od bakterii. O skojarzeniach z kefirem nie może być mowy, bardziej jest to swoiste serce dodanego owocu. Dziwne, bo w tej formie smakuje mi niezmiernie... Tutaj mój wewnętrzny skrzat "Alkoholik" zaczyna chichotać, ale patrzę na niego z politowaniem, bo to piwo ma przecież tylko 3,8%. Goryczka naprawdę niska. Już bardziej czuć kwaśność, która wzbija się na wyżyny, aby potem opaść na finiszu pozostawiając po sobie już tylko posmak czysto owocowy, porzeczkowy wręcz. Nie mogę się nadziwić jak ta owocowość może być tak wyraźna i świeża. Wszystko na bardzo delikatnej, ale jednak wyczuwalnej podstawie słodowej. Nie będę ukrywał, jest to dość jednowymiarowe piwo... ale jakże smaczne i dobrze uwarzone. Jak widać takie trunki też mogą być ciekawe. Szkoda, że z jego dostępnością ma być podobno kiepsko.
----------
Styl: Sour Ale
Alk: 3,8%
Ekstrakt: 10,5 BLG
IBU: 15
Skład: słód (pilzneński, special B), chmiel East Kent Goldings, drożdże, agrest.
Do spożycia: 25.11.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz