Oprócz trendu piw niskoalkoholowych jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałbym zobaczyć w tym roku na naszym rynku. Mianowicie więcej craftu w puszkach. Browar Jana eksperymentował pod koniec tamtego roku z tym i teraz mamy tego efekt. Ich dwie IPki trafiły do puszek i dzisiaj sobie je sprawdzimy.
Na wstępie muszę jednak coś wyjaśnić... puszka nie psuje piwa i nie wprowadza posmaku żelaza do naszego ulubionego trunku. To bujda na resorach i mit wymyślony przez pseudo dziennikarzy. Ba, owa puszka lepiej chroni piwo niż butelka i w dodatku jest bardziej praktyczna dlatego przestańcie narzekać w internetach.
Obie puszki wyglądają podobnie, browar nie pokusił się jeszcze o nadruki na samym aluminium i zwyczajnie nakleja na nie etykiety z butelek. Te mają prosty, ale miły dla oka design. Czego więcej chcieć? No może trochę więcej kleju, bo bąbli pod papierem nie brakuje. Oba piwa też podobnie wyglądają. Mają miedziany kolor z tym, że wheat IPA jest jaśniejsza i zmętnienie bardziej widać. Piana w obu z początku wysoka, ale szybko redukująca się.
Imperial IPA
Zaraz po otwarciu puszki całość aż bucha owocami, w dobrym tego słowa znaczeniu. Tropiki przeważają pod postacią mango, marakui, bardzo (ale to bardzo) słodkich pomarańczy i mandarynek. Jakieś tam cytrusowe zapędy (głównie limonki) pojawiają się w tle, ale to tak bardziej jako dopełnienie. Po ogrzaniu wychodzi też swoista słodowość, która na szczęście nie przytłacza reszty.
Ciałko po pierwszym łyku zdawało mi się być przytłaczające, ale uświadomiłem sobie, że to przecież jest imperialna IPA. 18,5% ekstraktu, jakby nie patrzeć, to nie jest mało. Wysycenie średnie, może ciut wyższe by bardziej pasowało pod to ciało. Chociaż w sumie... nie miałoby wtedy takiej przyjemnej gładkości od płatków pszennych i owsianych. W smaku mamy, ponownie, eksplozje tropików (mango, marakuja, pomarańcze), ale też cytryny i grapefruita. Całość na ponownie nieprzytłaczającej podstawie słodowej, z delikatnie karmelowym zacięciem. Jedyne co mogłoby być mocniejsze to goryczka. Jest wyraźna, ale według mnie trochę niedomaga przy reszcie bardzo wyraźnych smaczków. Profil ma wyraźnie grapefruitowy. Finisz podobny do reszty, z tym, że wychodzi na wierzch lekka żywica. Naprawdę smaczne imperialne IPA. Poprawnie uwarzone, bez wymysłów i wpadek.
Zapaszek przypomina trochę pokój szalonego hipstera, który dowiedział się, że skórki owoców mają właściwości ultra lecznicze. Zakupił więc najbardziej hipsterską obieraczkę i cały dzień skrobał. Nieważne, że nie wiedział co potem z tym zrobić. Browar Jana wiedział za to, bo aromat jest kwintesencją skórek cytrusów i owoców tropikalnych. Jest cytryna, limonka, są też grapefruity i pomarańcze. Wszystko sklejone słodkim miąższem mandarynek. W połowie picia trochę się całość ulatnia, ale pierwsze uderzenie było niesamowite.
Oho, nie będzie tak grubo jak przy imperialnej IPA. Czuć od samego początku, że mamy do czynienia z bardziej orzeźwiającym piwem. Owszem ciałko jest, ale bardziej na poziomie przyjemnego, pszenicznego nawodnienia z takim aksamitnym zacięciem od płatków pszennych. Wysycenie też wyższe niż w drugim piwie, co tutaj akurat bardzo pasuje. W smaku mniej słodkie, bardziej zestowe, takie trochę szczypiące przyjemnie nawet. Cytrusy wysuwają się na prowadzenie pod postacią limonki i grapefruita. Do tego bardzo przyjemna podbudowa pszeniczna. Lekka i zwiewna. Goryczka może i na podobnym poziomie (i profilu) co w imperialnej IPA, ale tutaj zdaje się być wyraźniejsza, bo reszta smaczków jej nie przykrywa. W pewnym sensie wszystko współpracuje ze sobą, aby orzeźwić pijącego. Finisz wieńczy dzieło przyjemnym albedo z grapefruita i młodym craftopijcom może wyskoczyć grymas na twarzy z wrażenia. Naprawdę przyjemnie orzeźwiający trunek. Z dzisiejszej dwójki to wheat IPA wychodzi zwycięsko.
----------
Styl: Imperial IPA
Alk: 6,5%
Ekstrakt: 18,5 BLG
IBU: 3/5
Skład: słód pale ale, chmiel (Mosaic, Ekuanot, Citra, Palisade, Amarillo, Tomahawk, Centennial), płatki owsiane i pszenne, drożdże.
Do spożycia: 16.10.2018
Wheat IPA
Oho, nie będzie tak grubo jak przy imperialnej IPA. Czuć od samego początku, że mamy do czynienia z bardziej orzeźwiającym piwem. Owszem ciałko jest, ale bardziej na poziomie przyjemnego, pszenicznego nawodnienia z takim aksamitnym zacięciem od płatków pszennych. Wysycenie też wyższe niż w drugim piwie, co tutaj akurat bardzo pasuje. W smaku mniej słodkie, bardziej zestowe, takie trochę szczypiące przyjemnie nawet. Cytrusy wysuwają się na prowadzenie pod postacią limonki i grapefruita. Do tego bardzo przyjemna podbudowa pszeniczna. Lekka i zwiewna. Goryczka może i na podobnym poziomie (i profilu) co w imperialnej IPA, ale tutaj zdaje się być wyraźniejsza, bo reszta smaczków jej nie przykrywa. W pewnym sensie wszystko współpracuje ze sobą, aby orzeźwić pijącego. Finisz wieńczy dzieło przyjemnym albedo z grapefruita i młodym craftopijcom może wyskoczyć grymas na twarzy z wrażenia. Naprawdę przyjemnie orzeźwiający trunek. Z dzisiejszej dwójki to wheat IPA wychodzi zwycięsko.
----------
Styl: Wheat IPA
Alk: 5,2%
Ekstrakt: 15 BLG
IBU: 2,5/5
Skład: słód (pale ale, pszeniczny), chmiel (Chinook, Citra, Cascade, Mosaic, Simcoe, Vicsecret, Jaryllo), płatki pszenne, drożdże.
Do spożycia: 16.10.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz