Opinie w internecie mogą pomagać, ale mogą też uprzykrzyć życie. Wiem, że może się Wam wydawać to dziwne z ust kogoś, kto uczynił z tego swoiste hobby, no ale cóż. Najlepszym przykładem będzie dzisiejsze piwo. Dlaczego? Już tłumaczę.
Kupiłem je jeszcze grubo przed terminem spożycia. Pierwszej warki nie udało mi się zdobyć, a opinie miała miażdżąco pozytywne. Dopisałem sobie więc Satanislava do tzw. bucket-list i czekałem w ukryciu. Bodajże 2 lata od premiery w końcu mi się udało. Problem w tym, że po przeczytaniu paru hejtowych recenzji mina mi zbledła. A to, że nie ułożony, że trąci alkoholem na kilometr itp. Wrzuciłem więc do piwnicy i tym świętym-nieświętym zapomniałem. Do dziś.
Etykieta rozpoznawalna przez chyba większą część braci piwnej. Nadruk ręcznego rysunku, jakby długopisem lub rysikiem. Detal niesamowity muszę przyznać. Ładnie prezentuje się na butelce, chociaż całość jest dość krzywo naklejona. Piwo wygląda na czarne, nieprzejrzyste. Przy nalewaniu widać jednak wyraźnie brązowy odcień. Piana niska, szybko redukująca się do trwałego kożucha.
Po takiej etykiecie (i nazwie) spodziewałem się (przynajmniej) wypalenia nozdrzy, ale nic takiego się nie stało. Szatan jakoś mnie nie nawiedził. Zamiast niego pojawił się bardzo przyjemny, ale jak na RiSa trochę za bardzo stonowany aromat, głównie torfowy. Wędzonka, delikatne nuty asfaltu i średnio gorzka czekolada tworzą dość fajną kompozycję. Czasami wychodzą też wanilia i bardzo, ale to bardzo delikatne ciemne owoce. Gdyby całość była wyraźniejsza (i utrzymywała się dłużej) to byłaby tzw. dyszka za aromat jak nic.
Hola hola, co tu się odwala? Ekstrakt 22 BLG, a ciałko jak i odczucie w ustach bije na głowę parę znanych mi już imperialnych stoutów. I to w dodatku z większymi cyferkami w tabeli. Jest naprawdę przyjemnie. Grubo, ale gładko zarazem. Taka jedwabista aksamitność można rzec. Wysycenie bardzo niskie, idealne. W smaku na pierwszym planie gorzka czekolada, do której bardzo szybko dołączają wanilia i torf. Ten ostatni traci na wędzoności, a zyskuje na asfalcie i spalonych kablach. Wszystko w granicach, bez przesadyzmu. To czekolada i wanilia kierują tym towarzystwem i co chwilę o tym przypominają reszcie. Dawno nie spotkałem się z tak przyjemnie zadziorną gorzką czekoladą, naprawdę. Gdzieś w tle czuć ciemne owoce, ale to tak bardziej w domyśle. Ooo i pralinki też są, albo bardziej skojarzenia z nimi. Goryczka średnia, wystarczająca. Taka trochę palona. Finisz trochę pusty, niewyraźny i kompletnie niepasujący do reszty tym całym brakiem doznań. Taki ni to czekoladowy, ni to owocowy... Nie zmienia to jednak faktu, że ogólnie jest to bardzo dobry RiS. Złożony, ułożony i bez jakichkolwiek oznak alkoholu.
----------
Styl: Russian Imperial Stout
Alk: 8% Obj.
Ekstrakt: 22 BLG
IBU: b/d
Skład: słód, chmiel, laktoza, drożdże.
Do spożycia: 4.11.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz