Zapewne nie znacie mnie z tej strony, ale jestem zwierzęciem bardziej... domowym. Że niby bloger taki nieświatowy i zacofany? Janusz prawie że?! No, co zrobisz. Nie czuję potrzeby wyjazdu gdzieś hen daleko podczas urlopu. Równie dobrze mogę spędzić dwa tygodnie wolnego bycząc się niedaleko miejsca zamieszkania. To samo ze spontanicznymi wyjazdami, szczególnie nad morze.
Jakoś wolę południe Polski, nad Bałtykiem (według mnie) nie ma co robić. Na ostatni weekend przemogłem się jednak i pojechaliśmy małą ekipą do Wisełki na jeden dzień, bez noclegu. Miejscówka jeszcze spoko, bo nie jest tak mocno oblegana przez turystów z parawanami, a z tego co widziałem jest też gdzie na rowerze pojeździć. Jako, że nie byłem kierowcą zabrałem ze sobą rybkę kooperacyjną, bo na świeżuteńką, złocistą specjalność kurortów nadmorskich z jakże świeżego oleju nie miałem ochoty.
Grafika na etykiecie, jak każda z tej serii, nawiązuje do jakiegoś monstrum z głębin. Przyznam się jednak szczerze, że te drukowane na papierze zwykłym jakoś tak nie przyciągają oka. Pamiętacie te malowane białą kreską? To były sztosy butelkowe. Kapselek firmowy, z tego co pamiętam przy Kiss The Beast jest też firmowy, ale Birbanta. Piwo w szkle jest nieprzejrzyście czarne z dość wysoką pianą. Ładnie zbitą w dodatku. Trzymała się dzielnie nawet przy morskim wietrze i moim nieogarnięciu podczas robienia zdjęć.
Pierwsze skojarzenia po dramatycznej próbie wywąchania czegoś przez ten nadmorski wiatr okazały się być bardzo pozytywne. Takie trochę czekoladowe ciasteczko w płynie, z delikatną posypką orzechową. I to wcale nie dlatego, że przed chwilą zjadłem muffinka domowej roboty. Zapach ciemnych słodów, kakao z delikatną kawą w tle i z lekko przypieczoną skórką od chleba. Do tego wcześniej wspomniane orzechy jak ta wisienka na torcie.
Ciałko jest naprawdę ekstra, szczególnie w to jakże chłodne (i wietrzne) popołudnie. Wyczuwalna 18', w dodatku naprawdę gładziutka i na swój sposób aksamitna. Wysycenie średnie, z początku myślałem, że odrobinę za wysokie, ale szybko się przyzwyczaiłem. W smaku już zdaje się nie być tak słodkawe, ale deserowe skojarzenia pozostają. Ciemne słody, taki jakiś palony słonecznik, czekolada i skórka od chleba naprawdę robią robotę. Gdzieś na końcu mózgu pojawiają mi się migawki przypominające ciemne ciasto babcine, ale nie do końca potrafię je zmaterializować. Co by nie było za gorzko wchodzi co jakiś czas karmel, ale taki przyjemny i niezamulający. Goryczka też niczego sobie z takim fajnym ziemistym charakterem. Na finiszu obudziły się orzechy (delikatnie niedojrzałe), które bardzo fajnie wkomponowały się w to całe towarzystwo. Tutaj też karmel zanika znacznie. Naprawdę fajne, wyraźne i bardzo dobrze skomponowane ciemne piwo. Ależ miałem ochotę na coś takiego, nawet sobie nie zdajecie sprawy.
----------
Styl: Double Brown Ale
Alk: 7,2% Obj.
Ekstrakt: 18% Wag.
IBU: 4/6
Skład: słód (Pale Ale, Brown Malt, Chocolate Malt, Caramalt), płatki owsiane, chmiel (Palisade, Willamette), drożdże WLP028 Scottish Ale.
Do spożycia: 19.04.2019
jaka cena? bo nie wiem, czy się szarpnąć?
OdpowiedzUsuń