"Życie, życie jest nobelom" jak to mawiał klasyk gatunku. Raz pijesz beznadziejne, niskoalkoholowe "cuda" z Doctor Brew (z tej, odważę się nawet napisać, gównianej serii San Escobeer), a z drugiej masz znanego i lubianego Koczkodana z 1 na 100. Tak na marginesie... na serio unikajcie tej serii od Doktorów. Większego shitu w polskim crafcie nie widziałem chyba od ładnych paru lat.
Kormoran za to ma dość stabilną pozycję w top 3 piw niskoalkoholowych w kraju. Jakoś na początku sierpnia na półki sklepowe trafiło ich najnowsze dzieło z pigwowcem i miodem. Oryginał (o którym przeczytacie tutaj) zawojował nasz rynek i ludzie byli delikatnie rzecz ujmując... sceptyczni. Dużo osób bało się po prostu, że tymi dodatkami browar zepsuje rześkość i lekkość poprzednika. Czy tak się stało? Sprawdźmy, na plaży, po bardzo delikatnym pedałowaniu.
Etykieta zbytnio się nie wyróżnia. Owszem mamy podmiankę koloru tła na pomarańczowy, ale na tym się zmiany kończą. Kapsel firmowy jest nowy i przyznam się szczerze, że bardziej mi przypadł do gustu niż ten poprzedni. Samo piwo razi słońcem aż miło. Piękny pomarańczowy kolor, zmętnione, z dość niską pianą. Na swój sposób naprawdę uroczo wygląda, szczególnie w tych warunkach.
Już w aromacie czuć zmiany, ale chyba nie takie, których się spodziewałem niestety. Całość nie ma już tego efektu "boom" i jak się łatwo domyśleć można nie jest jakoś super intensywne. Z początku aromaty wydają się być podobne, z przewagą zbożowości (w tym żyta) i lekkiej cytrusowości. Pigwa może i jest, ale ginie w bliżej nieokreślonym miksie żółtych owoców. Miód pojawia się, ale tylko na chwilę gdzieś pod koniec, gdy piwo się już ogrzeje.
Co się jednak okazało, już po pierwszym łyku banan wrócił mi na twarz. To jest to co pamiętam: dość wyraźne ciałko jak na ten ekstrakt, ale też mega wysokie orzeźwienie i lekkość na swój sposób. Do tego zadziwiająca i w ogóle nie muląca lepkość w ustach, zapewne przez miód. Wysycenie średnie, idealne wręcz, wchodzi jak złoto. Smakowo znowu wyraźna zbożowość z żytem w roli głównej. Do tego pigwa, tutaj już mocniejsza i specyficznie kwaskowata. Miód zlepia to wszystko bardzo przyjemnie, ale też nie doprowadza do zasłodzenia piwa. Całość jest tak mniej więcej na granicy wytrawności. Sam miód, na moje oko, jest wielokwiatowy. Jakoś tak zalatuje miksem kwiatów polnych. Goryczka średnia, ujdzie w tłumie. Nic jej nie brakuje i ma lekko cytrusowy (grapefruitowy?) profil. Na finiszu trochę więcej żółtych owoców, w tym zdecydowanie wyraźniejsza pigwa. Wprowadza na końcu konkretną kwaskowatość owocową. Tutaj już nie może być mowy o zbożowym kwasku. A właśnie, trochę mi jednak brakuje tej minimalnej dominacji żyta z oryginału. Mimo tego piwo naprawdę dobre, według mnie zaraz po pierwowzorze w klasyfikacji piw niskoalkoholowych.
----------
Styl: Lite Ale / Niskoalkoholowe
Alk: 1% Obj.
Ekstrakt: 8,5% Wag.
IBU: b/d
Skład: słód (jasne, ciemne, żytnie, pszeniczny), naturalny miód (3%), naturalny sok z pigwowca (2,4%), chmiel, drożdże.
Do spożycia: 01.11.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz