Z każdym dniem zaczynam bardziej rozumieć dlaczego Pinta chce wybudować mikrobrowar głównie pod leżakowanie piw w beczkach. Spójrzcie na przykład browaru Profesja. Swojego RiSa wlali aż do 6 różnych beczek... Pojmujecie rozmach? To jest jedno konkretne piwo rozlane do takiej ilości drewna.
Dziś sprawdzimy sobie Cara z beczki po single malcie ze szkockiej wyspy Jura. Jeżeli dobrze pamiętam nie piłem wersji podstawowej, dlatego nie mam tej leżakowanej do czego porównać. Słyszałem tylko, że była wyraźnie czekoladowa. Jeżeli takie gorzkie kakao rywalizowałoby z beczką mogłoby być ciekawie...
Najpierw jednak przyjrzyjmy się butelce, bo jak zawsze z tym browarem jest na co popatrzeć. Car-krasnal na tronie wygląda mocarnie i trochę zwiastuje to co będziemy niedługo pić. Kapsel firmowy, ale jak to już wiele razy zaznaczałem za dużo na nim tekstu. Piwo czarne, nieprzejrzyste, jak smoła dosłownie. Kompletny brak piany może zawieść parę osób, ale przy takich parametrach jest to wybaczalne.
Nie muszę brać pierwszego łyku aby wiedzieć, że łatwo nie będzie. Car najwyraźniej nie bierze jeńców, jego zapach nie pozostawia co do tego złudzeń. Przez krótką chwilę czuć gorzką czekoladę, ale bardzo szybko wodze przejmują ciemne owoce i mocno związany z nimi alkohol. Stawiam na beczkę po whisky, bo wyraźnie czuć jeszcze drewno i wanilię w tle. Sam alkohol niebezpiecznie lawiruje na granicy szlachetności (jeżeli można tak w ogóle napisać o rudej). Zdarzy mu się być czasami nieprzyjemnie gryzącym, ale przy tak intensywnych doznaniach ujdzie to w tłoku.
No no... teraz to się trochę boję tego piwa. Zaczynam rozumieć dlaczego browar nazwał je właśnie tak. Do Cara trzeba podejść z ostrożnością i małymi, powolnymi kro... łyczkami. Już pominę fakt, że ciało cholernie wprowadza w błąd, bo piwo nie jest jakoś szczególnie zapychające. W ślepym teście dałbym mu max 22° ekstraktu. Od samego początku jednak czuć moc w smaku, i to taką podwójną. Z jednej strony mamy mega beczkę, likier wiśniowy (taki nad wyraz potężny, nawet jak na RiSa) i bardzo wyraźną wanilię. Oczywiście tą część otacza złowieszczo alkohol, identyczny jak w aromacie. Z drugiej strony stoi niewzruszona, gorzka czekolada wspomagana kawą. Ta druga chyba nie za bardzo chce się wychylać, bo sama boi się, że dostanie w łeb od czekolady. Obie strony konfliktu wyglądają jak wyciągnięte z finału jakiejś japońskiej gry lub anime (dobrze wiecie o co mi chodzi: milion zbliżeń na oczy, klimat jak przy końcu świata itd). Przez to wszystko nie mogę się zdecydować czy całość jest bardziej słodka czy gorzka. Goryczka za to na bardzo niskim poziomie. Na finiszu czekolada przejmuje po części pałeczkę, bo alkohol i beczka pozostają. Jak się ogrzeje to nawet taki suchy kakaowy posmak w ustach zostaje. Zadziwiające, fascynujące, ale też trochę straszne. Istna wojna smaków, każdy próbuje się pijącemu dobrać do gardła i to szponami. Jestem pewien, że jak ktoś nie przysiądzie do Cara z większą ilością wolnego czasu (i co najważniejsze pociągnie długie, obfite łyki) może się zrazić i stwierdzić, że to "zwyczajnie wali bimbrem" i tyle. Dajcie mu czas i pijcie w spokoju.
----------
Styl: Russian Imperial Stout Jura Whisky Barrel Aged
Alk: 14% Obj.
Ekstrakt: 28°
IBU: 1,5/5
Skład: słód (jęczmienny, pszeniczny), płatki owsiane, chmiel, drożdże (Scottish Ale).
Do spożycia: 31.12.2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz