Nasycenie piwa "butelkowego" azotem (nie mylić z azotowaniem) nie jest czymś powszechnym, szczególnie na naszym rynku. Owszem mamy Guinnessa w puszce, którego nalewa się, dosłownie, w pionie, ale poza tym nikt się za to u nas nie wziął... do teraz. Browar Stu Mostów wyskoczył jak Filip z konopi ze swoją najnowszą serią piw. Dziś sprawdzimy sobie wersję najbardziej podstawową, bez dodatków itp.
Gdzieś z tyłu głowy człowiek ma takie dziwne przekonanie, że to nie mogło się udać. To Guinnessa działka była, zawsze. Czy browarowi z Wrocławia uda się uzyskać chociaż trochę podobny efekt? Zobaczymy. Ja się cieszę, że znowu zawitali na bloga, bo dawno ich tutaj nie było.
Gdzieś z tyłu głowy człowiek ma takie dziwne przekonanie, że to nie mogło się udać. To Guinnessa działka była, zawsze. Czy browarowi z Wrocławia uda się uzyskać chociaż trochę podobny efekt? Zobaczymy. Ja się cieszę, że znowu zawitali na bloga, bo dawno ich tutaj nie było.
Jak zazwyczaj nie miałem problemu z wrocławskimi etykietami tak tutaj już mi się coś nie podoba. Przy tak małej butelce mnogość tekstu przeszkadza... Mogliby bardziej wyeksponować grafikę wektorową. Kapsel firmowy zawsze na propsie. Piwo jest czarne, nieprzejrzyste. Piana, mimo nalewania w pionie, urosła do bardzo skąpych paru milimetrów. Przypominała trochę tą z Guinnessa, ale bardziej na zasadzie młodszego i trochę podupadłego na zdrowiu brata. Dość szybko też znikła ze szkła.
Przesadziłem z chłodzeniem... trzeba poczekać aż się skubany ogrzeje. Gdy już damy mu chwilkę odsapnąć dostajemy średnio intensywne zapaszki czekolady mlecznej, zbożowej kawy, karmelu i moooże delikatnego sosu sojowego. Kawa jest dość specyficzna, bo przypomina bardziej taką iście domową. Nie mogę się zdecydować, czy aromat jest słodki, czy może bardziej palony...
Okej... tutaj już czuć nasycenie azotem. Tekstura piwa jest cholernie gęsta (w końcu to monstrum ma 30 % ekstraktu), ale zarazem taka... puchowa, aksamitna, no jak zwał tak zwał. Dodatkowo przy tak niskim wysyceniu człowiek się nie musi zbytnio wysilać, aby to poczuć. W smaku już tak spokojnie nie jest, co trochę kłóci mi się z tym ciałem. No bo wyraźnie czuć mleczną czekoladę (przy braku laktozy) i wspomagające ją nuty karmelowe. Jest też kawa, która w tym przypadku jest mocno neutralna. Znowu pojawiają się skojarzenia z taką lekką kawą, zaparzoną w domu. Zaraz za nią czai się jednak coś kompletnie innego. To miks gorzkiego kakao, palonych słodów i orzechów. Te ostatnie odnalazły się wręcz idealnie w tej całej sytuacji. Goryczka minimalna. Przechodzi się praktycznie od razu do finiszu, który jest niczym innym jak paloną czekoladą półsłodką. Tak, wiem że takiego czegoś nie ma, ale uwierzcie mi, że w tym piwie akurat jest. Całość tworzy mega wybuchową mieszankę, poszukiwacze wyraźnych jak cholera RiSów będą bardzo zadowoleni.
----------
Styl: Nitro Imperial Stout
Alk: 11% Obj.
Ekstrakt: 30% Wag.
IBU: b/d
Skład: słód (jęczmienne, czekoladowy, pszeniczny), chmiel, drożdże.
Do spożycia: 28.09.2021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz