Jedną z nielicznych butelek zakupionych przeze mnie na Warszawskim Festiwalu Piwa (relacja tutaj) był "zwyczajny" RiS z browaru Gzub. Dlaczego? No chyba nie muszę Wam tego tłumaczyć? Nie przypominam sobie browaru w Polsce z taką butelką-granatem.
Jak tak sobie teraz myślę, to z Gzuba za dużo piw w swoim życiu nie wypiłem. Kto wie, może to będzie początek niespodziewanej miłości? Na swoim stanowisku w Warszawie mieli jakieś tam wzięcie to chyba wpadki nie będzie?
Jak tak sobie teraz myślę, to z Gzuba za dużo piw w swoim życiu nie wypiłem. Kto wie, może to będzie początek niespodziewanej miłości? Na swoim stanowisku w Warszawie mieli jakieś tam wzięcie to chyba wpadki nie będzie?
Pięknie dziwaczna butelczyna oklejona jest dość prostą, ale jakże pasującą etykietą. Skojarzenia z opakowaniami starych lekarstw w jeszcze starszych aptekach są jak najbardziej na miejscu. Nawet papier przypomina swoją chropowatością ten z dawnych lat. Piwo jest czarne, nieprzejrzyste. Piana bardzo wysoka, ale miejscami dziurawa. Na szczęście dość długo się trzyma i ma charakterystyczną "piankę" na wierzchu. Lacing też niczego sobie.
Coś tu jest jednak nie tak... Pierwszy niuch przyniósł aromaty... winne. Takie delikutaśne, ale zawsze. Raczej czerwone wino, bo właśnie takie owoce przychodzą na myśl jak czerwony winogron i trochę wiśni. Bardzo daleko w tle trochę czekolady i w sumie nic więcej. Po dość wyraźnym ogrzaniu dochodzi też lekki karmel. Mam złe przeczucia...
Zapnijcie pasy, wsiadamy na shitstormowy rollercoaster. Po pierwsze: całość jest przegazowana, jak jakiś podły schwarzbier. Dodatkowo ciałka w tym jak na lekarstwo. W życiu bym nie powiedział, że ten "RiS" ma powyżej 20° ekstraktu. W smaku jest kłująco, nieprzyjemnie, za ostro nawet jak na ten styl. Nic tutaj do siebie nie pasuje, wszystko się gryzie ze sobą. Dobra wojenka smaków nie jest zła w RiSie, ale tutaj to... szkoda gadać. Na początku szczypie (ale bardzo krótko) gorzka czekolada, potem wchodzi jakiś sfermentowany owoc, albo i nawet dwa (winogron i rodzynki). Do tego dochodzi delikatna nuta rozpuszczalnikowa. Każde z nich uderza jak igła, bez przysłowiowej spoiny, lub czegokolwiek innego. Goryczka? Jakaś tam jest, może i nawet lekko palona. Niestety szybko o niej człowiek zapomina, bo na finiszu wchodzi kolejna igła pod postacią zwietrzałej kawy. Nie zrozumcie mnie źle... uwielbiam sado-maso w ciemnych piwach. Antracyt jest po prostu beznadziejnym chaosem o intensywności zwykłego ciemniaka, a nie RiSa z krwi i kości.
----------
Styl: Russian Imperial Stout
Alk: 10,8% Obj.
Ekstrakt: 23°
IBU: b/d
Skład: słód (jęczmienny, pszeniczny), chmiel, drożdże.
Do spożycia: 01.12.2020
41 year-old Software Consultant Estele Siaskowski, hailing from Brandon enjoys watching movies like "Low Down Dirty Shame, A" and Kite flying. Took a trip to Carioca Landscapes between the Mountain and the Sea and drives a Sportage. opis
OdpowiedzUsuń