Hype to bardzo niebezpieczna rzecz. Nie dość, że pobudza internetowe trolle to jeszcze doprowadza do zawyżonych oczekiwań. Browar Maltgarden niestety padł ofiarą takiego hype'u. Po pewnych... problemach związanych z Rockmillem jego główni założyciele stworzyli coś nowego: Słodowy Ogród.
Internety zawrzały i dosłownie wszyscy stanęli po ich stronie, a pierwsze piwa pozyskiwały same "sztosowe" oceny na Untappd. Pierwszy raz piłem ich na WFP10 i muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczyli. Nie powiedziałbym jednak, że było to jakieś niebiańskie odkrycie. Przeczekałem, przyglądając się kolejnym premierom browaru (swoją drogą dość dużo wypuścili tych piw w tak krótkim czasie). W końcu przyszły pierwsze wpadki, przegazowania itp. W skrócie: polskie, craftowe piekiełko. Nadszedł czas, mogę zakupić butelkę.
Etykieta podobna kompletnie do niczego. Od pociągnięcie pędzlem z rozwodnioną farbą i tyle. Można się rozejść. Znajoma określiła ją jako "inną niż się przyzwyczaiłam". Kapsel firmowy, ale kolaboranta. Piwo czarne jak węgiel z bardzo niską pianą, która szybko redukuje się do kożucha widocznego poniżej.
Wącham sobie i wącham, i jakoś tak mi swojsko się zrobiło i przyjemnie. Nie, żebym wyczuł w tym zapach ciasta babcinego, chodzi o coś kompletnie innego. W aromacie prym wiedzie kawa, co nie powinno nas dziwić. Jest w miarę słodka (co w normalnym warunkach nazwałbym bluźnierstwem, ale w piwie ujdzie) i towarzyszy jej zadziwiająca nuta owocowa, głównie śliwki i morele (z początku myślałem, że to typowo porterowe zapaszki). Taka specyfika tych meksykańskich ziaren. Oprócz kawy delikatna mleczna czekolada i rzecz, o której wspominałem na początku: marcepan. Uwielbiam go w stoutach, ale w bardzo małej ilości. Tutaj właśnie tak jest.
Oho, 28° plato jak w mordę strzelił. Przykleja się do przełyku jak dobry dwójniak (chodzi oczywiście o miód pitny) albo olej rzepakowy. Wysycenie jest na bardzo niskim poziomie co tylko podwaja jedwabistość tego piwa. Smakowo inne niż w aromacie, sami ocenicie czy to zaleta. Na pierwszym planie czekolada, taka nie za tania i dość słodka. Żeby jej nie było za dobrze pojawiają się też oczywiście ziarna kawy, ze swoją specyficzną palonością i podgryzają czekoladę po kostkach. Śliwka robi za wyraźne tło, ale w życiu bym jej nie pomylił z tą porterową, że się tak wyrażę. Marcepan cały czas czatuje gdzieś w tle. Goryczka taka sobie, "istnieje" i nie przeszkadza po prostu. Delikatnie palona. Na finiszu dominacja kawy, słodkiej, ale też kwaskowatej. Zalega jeszcze przez 2-3 mlaśnięcia, ale mi się to akurat podoba. 12% alkoholu ukryte wręcz mistrzowsko, jak mój beagle o 6:00 rano, gdy chcę z nim wyjść na spacer przed robotą. No no Panowie, czapeczki z głów. Szkoda, że tak późno zakupiłem tą wersję, bo innych już nie uświadczysz w sklepach...
----------
Styl: Coffee Imperial Stout
Alk: 12% obj.
Ekstrakt: 28% wag.
IBU: b/d
Skład: słód jęczmienny, płatki owsiane, kawa 2%, chmiel, drożdże.
Do spożycia: 12.03.2022
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz