Co to się porobiło... Nic tylko siedzieć w domu i pozbywać się zapasów z piwnicy. Ja jeszcze dodatkowo chcę wprowadzić do tej niby kwarantanny solo wyjazdy rowerowe czy też bieganie. Ważne, żeby nie spotykać się w grupach. Dziwne, że do pracy (ku chwale korporacji) można normalnie chodzić...
Dzisiejsze piwo na pewno mnie trochę uspokoi. 12% to nie w kij dmuchał. Oby tylko reszta poszła za tym wolumenem. Bawi mnie też trochę to, że nie miałem pojęcia o jego istnieniu. Kupiłem je w osiedlowym sklepie (sic!) i na pierwszy rzut oka nie wiedziałem nawet, że to z Deer Bear.
Dziwicie mi się? Wystarczy spojrzeć na etykietę, która za cholerę nie przypomina tych znanych z browaru. Dziwnie to jakieś takie... nie dla mnie. Kapsel za to fajny. Samo piwo jest czarne, nieprzejrzyste. Piany praktycznie nie ma, no chyba, że zaliczycie do niej ten mały okrąg.
Nie wiem, czy to wina mojej abstynencji ostatniej czy nie, ale intensywność aromatów aż wywala sufit w tym piwie. Jest tu wszystko: zaczynając od mlecznej czekolady, przez kakao i takie wafelki waniliowe (wiecie które, te co pół paczki na raz się zjada), a kończąc na delikatnej kawie. Chłopaki umieją w te cholerne naturalne aromaty, to im trzeba przyznać. Mógłbym to wąchać cały dzień, istny deser w płynie. Alkoholu nie wyczuwam.
Nie jest to najbardziej gęste i aksamitne piwo jakie piłem, ale muszę przyznać, że utrzyma się w top 5 na pewno. Ciałka dużo, na propsie (chociaż nie podali ile to ma ekstraktu). Wysycenie niskie. Co mnie cholernie zdziwiło, to zamiana ról jeśli chodzi o sam smak. Na pierwszym planie kawa, taka mocna z ciśnieniówki. Dobrej jakości w dodatku. Nie wykręca mordy jednak, bo wraz z nią pojawia się wybornie grubaśna słodycz. Jak to opisać... taki syrop waniliowy i te wafelki nieszczęsne (to już kolejna paczka zjedzona, a brzuch rośnie). Dalej na swój sposób wspomagająca czekolada mleczna i takie zacięcie kakaowe. Jak się ogrzeje mocno to wychodzą też bardzo wyraźne nuty brownie. Co do samej goryczki, to nie wiem co autor miał na myśli pisząc na etykiecie "75". Jest jej tyle co kot napłakał, ale przy piwie deserowym jakoś mi to nie przeszkadza. Na finiszu niespodzianka, bo uwydatniają się ziarna kawy i kakaowca. Tak jakby samo piwo chciało chociaż trochę powalczyć ze słodyczą. Alkohol bardzo dobrze schowany, rozgrzewa od środka. Do tego wszystkiego jeszcze trzeba dodać delikatne nuty beczkowe, drewniane. Tyle rzeczy w jednym piwie? I to jeszcze tak dobrze zgranych? Masakra. Jakbym miał pić takie 12% deserki codziennie to bym nie miał nic przeciwko... gorzej z resztą rodziny.
----------
Styl: Coffee Cocoa Bourbon Barrel Aged Imperial Stout
Alk: 12% Obj.
Ekstrakt: b/d
IBU: 75 czegoś
Skład: zawiera słód jęczmienny i laktozę.
Do spożycia: b/d
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz