Kurde, nie spodziewałem się, że odnowiony cykl Pijanego Rowerzysty (czyli CANdencja) będzie mi służył nie tylko do wrzucania zdjęć z wypraw rowerowych... Dzisiaj bowiem porozmawiamy sobie o słodyczach, w puszce.
Na pewno mieliście kiedyś moment, gdy zwyczajnie w świecie zapytaliście siebie w myślach: "ale... dlaczego?". Wiele osób na pewno tak ma przy boomie na pastry sour, ale my nie o tym dzisiaj. Chodzi mi o wymrażanie kwasów. Gdy zobaczyłem pierwszy raz butelkę Lódmiły z Browaru Spółdzielczego miałem jeden wielki mętlik w głowie.
Ich wymrażane piwa miały zazwyczaj sens, głównie te ciemne. Jasne też w sumie, ale... kwaśne? Coś co powinno być orzeźwiające w założeniu? Po co z tego robić molocha alkoholowego? Sprawdzimy sobie to dzisiaj na plaży, nad Bałtykiem. Pogoda idealnie się wpasowała w to piwo, bo niby było ciepło, ale wiatr się czasami taki zrywał jakby miała wieczna zima nadejść.
Wyszywana etykieta jak zwykle na wysokim poziomie. Nie wiem tylko dlaczego brwi Lódmiły kojarzą mi się z tymi okropnymi, sztucznymi, które tak bardzo Karyny sebiksowe lubią sobie robić. Piwo ma ciemny, miedziany kolor i pełno jest w nim brudu (nie, nie nasypałem sobie piasku do szkła). Nie dało się tego zatrzymać na dnie butelki niestety. Piany żadnej, ale to norma przy tych piwach.
Mimo dość mocnego wiatru dało się wyczuć wszystkie zapaszki ze szkła. Piękny, owocowy aromat (głównie taka śliweczka likierowa) z przyjemnym alkoholem. W tle pojawia się też kompot z rabarbaru (dość wyraźny, aż się sam zdziwiłem) i bardzo fajna konfitura z daktyli, ale to dopiero po lekkim ogrzaniu. Gdybym robił ślepy test powiedziałbym, że to jakaś naleweczka, a nie piwo.
Hmm... możecie mnie nazwać szaleńcem, ale te ponad 18% piwo jest dość... orzeźwiające. Czuć gęstość, co do tego nie mam wątpliwości, ale nie jest też jakoś szczególnie zapychające. Taka nalewka, delikatnie nagazowana i kwaśna. Prym wiodą śliwki z bardzo dobrze wyczuwalnym rabarbarem na drugim planie. Do tego (w takim jakby tandemie ze śliwką) nuty opiekane, chlebowe. Skojarzenia z kompotem babcinym są jak najbardziej na miejscu (z nalewką też, ale to już wyższy poziom wspomnień...). Goryczka minimalna, ledwo wyczuwalna. Na finiszu trochę bardziej kwaskowato i winnie. Cholernie dobrze się to sączy na plaży nad morzem. Alkohol, jak na taki wolumen, pięknie wkomponowany w całość. Nie mogę ogarnąć jak wymrażanie kwaśnego piwa mogło się w ogóle udać (i że sama kwaśność pozostała), a co dopiero z tak przyjemnym rezultatem. Weźcie jednak pod uwagę, że trochę już u mnie leżało to piwo i mogło się ułożyć w butelce.
----------
Styl: Rabarbar Ice Sour Ale
Alk: 18,3%
Ekstrakt: b/d
IBU: b/d
Skład: słody, chmiele, drożdże, rabarbar.
Data rozlewu: 20.06.2019
No i stało się. Cykl Pijany Rowerzysta przechodzi restrukturyzację... po części. Ostatni raz widzieliśmy się 10 miesięcy temu. Długo szukałem powodów, a miałem je przed nosem: jestem leniwy po prostu. Nie chciało mi się wozić plecaka z butelką i aparatem. Jakoś tak nie lubię mieć nic na plecach podczas jazdy...