Śledź mnie na:

Jakby tak sobie człowiek miał usiąść na chwilę podumać o stanie wizerunku polskiego craftu, to by chyba nie wiedział od czego zacząć. Pomijam już sam wygląd (etykiety itd.), strony internetowe (czy bardziej ich brak) i fanpage facebookowy. Chodzi o przekaz...

I tak każdy zna chyba tekst "Warzymy co lubimy" browaru Trzech Kumpli, lub "Radość z Warzenia" Pinty. Do tego grona chce dołączyć Brokreacja ze swoim nowych hasłem (i piwem o tej samej nazwie) #calltocreate. W sumie jakby się tak zastanowić, to nie potrzebują tego, bo mają już dość dobrą pozycję na rynku. A wszyscy wiemy, że ich prawdziwym hasłem jest pewna przyśpiewka...



Chcieli, to mają. Etykieta przedstawia to, co według mnie robią najlepiej czyli ciemniaki. Prosta, z dużym logo i nazwą. Niczego więcej nie trzeba w tym przypadku. Trochę mam skojarzenia z takim ich podstawowym produktem, "core" jakby to można było określić po angielsku. Piwo podobnie czarne, ale da się wymusić rubinowe refleksy. Piana niska, utrzymała się może 5 sekund. Pozostał po niej poniższy kożuch.


Dożyliśmy takich czasów, że wędzony aromat porteru to dla nas coś podstawowego... ale jakże pięknego zarazem. Wąchać mógłbym to godzinami proszę państwa. Wędzonka taka lekko szynkowa, nieinwazyjna i przyjemna. Potem książkowe, porterowe nuty (śliczna śliweczka i wybitna czekolada), trochę ciemnego pieczywa i wanilii. Wędzoność robi się mocniejsza w trakcie ogrzewania się piwa. Naisuuu.

W ustach jest jeszcze lepiej, chociaż muszę się do jednej rzeczy przyczepić. Czuć, że ciałko ma swoją wagę, ale dość wysokie nagazowanie przeszkadza trochę w odbiorze. Jakby to pominąć, to jest gęsto, oblepiająco i smacznie. Podstawą znowu jest jeden z najlepszych, czystych porterów jakie piłem. Czekolada (ze szczyptą tej gorzkiej), palone słody, trochę cukru trzcinowego i śliweczka. Ohhh baby, ta śliweczka! W tle dodatkowo rodzynki i reszta szeroko pojętych ciemnych owoców. Z beczki po bourbonie mamy przyjemny, delikatnie wyczuwalny słodszy alkohol (rozgrzewający głównie z ukrycia) i trochę wanilii. Goryczka minimalna. Reszta kompozycji jest mega wyraźna i jakoś mi jej szkoda nie było. Na finiszu więcej gorzkawej czekolady i wędzonka, która o dziwo dopiero tutaj się pojawia. Jak taka wisienka na torcie. Cholernie dobre jest to piwo, a jakie... "proste".

----------

Styl: Smoked Imperial Baltic Porter Bourbon BA
Alk: 10% Obj.
Ekstrakt: 25 Plato
IBU: b/d
Skład: słód (jęczmienny wędzony bukiem, Monachijski typ II, Brown, Caramunich typ III, Specjal B, Chocolate, Chocolate Rye), cukier brązowy, chmiel Perle, drożdże.
Do spożycia: b/d


W dzisiejszych czasach trzeba ostro kombinować. Z jednej strony szkoda wszystkich eventów, nie tylko piwnych, ale z drugiej... nikt chyba nie życzy sobie w swoim CV punktu z wywołaniem nowego ogniska Koronki.

Właśnie dlatego trochę średnio rozumiem niektóre imprezy, które powoli pojawiają się w kraju. Niby na papierze wszystko jest: 2 metry odstępu, maseczki w razie czego itd. Dobrze jednak wszyscy wiemy jak ludzie się zachowują, a co najgorsze, jak to organizatorzy potrafią zlać. Przecież się starali, wytyczne były. Właśnie dlatego Warszawski Festiwal Piwa przeniósł się w tym roku do internetów. Wczoraj mieliśmy mały przedsmak tego, kolejna data to 5 września, zapiszcie sobie.



O etykiecie mogę tylko tyle powiedzieć, że jest hipsterska. Nawiązuje do nazwy i insynuuje, że Miami lat 80'tych było prawdziwym rajem. Kapselek urzekł mnie bardziej, sumik pierwsza klasa. Piwo jest czarne, nieprzejrzyste i widać gołym okiem, że także gęste jak cholera. Piana niska, szybko redukująca się do małej obrączki.


Aromacik "sycący". Jest kokosik, czekolada i wanilia. Te dwa pierwsze nie dają jednak odczucia podobnego do Bounty. Może to przez czekoladę, która nie przypomina za mocno mlecznej. No i ta dość wyraźna nuta ciemnych słodów, która miesza w kotle. 

Aha, browar napisał u siebie, że przez dodanie kokosa i wanilii udało im się uzyskać RiSa całorocznego (nie żebym miał problem kiedykolwiek z piciem ich przez cały rok). Coś tu jednak nie gra, bo za cholerę mi to nie pasuje do tych dzisiejszych upałów. Żarty żartami, ale ciałka to to ma, ojjj ma. Przyjemnie lepi się do przełyku, w czym pomaga też niskie wysycenie. Na pierwszym planie lekko gorzkawa czekolada, z domieszką kawy zbożowej. Potem trochę paloności, która przybiera na sile wraz z ogrzewaniem się piwa. Kokos słabszy niż w aromacie, ale nadal dość przyjemnie wyczuwalny. Wanilia za to przybrała na wadze i osładza to całe towarzystwo. Przez cały czas piwo balansuje na granicy słodkości/wytrawności. Goryczka średnia do niskiej, moooże z lekko palonym profilem. Na finiszu robi się bardziej kawowo i kokosowo. Ten ostatni jakby nawet taki przypalany trochę. Alkohol mocno rozgrzewa, ale głównie z ukrycia. Czasami gdzieś się pojawi w szlachetnej formie. Fajnie to wszystko gra muszę przyznać. Się znają chłopcy z USandA na crafcie.

----------

Styl: Imperial Stout with Coconut & Vanilla
Alk: 13%
Ekstrakt: b/d
IBU: b/d
Skład: b/d
Do spożycia: b/d


Informacje prawne:

Treści na blogu przedstawiają autorską ocenę produktów i mają charakter informacyjny o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz. U. 2012 poz. 1356). Blog jest dziełem całkowicie hobbystycznym i nie przynosi żadnych zysków. Treści na blogu tylko i wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Copyright:

Wszystkie zdjęcia (jak i treści) na blogu są mojego autorstwa i nie zgadzam się na ich rozpowszechnianie, publikowanie, jakiekolwiek używanie (w celach zarobkowych lub nie) bez mojej zgody. Dotyczy to wszystkich mediów a głównie internetu, czasopism itd.

Kontakt:

Patryk Piechocki
e-mail: realdome@gmail.com