W takich chwilach żałuję trochę, że już nie zbieram puszek/butelek z etykietami (jak i samych etykiet). Ta znajdowałaby się w kategorii "to be inba, or not to be". Co prawda nic szczególnego (jeszcze) nie wyszło przy tym piwie, ale sam browar z tego co pamiętam lubi takie śmieszkowe akcje.
Tak samo z resztą jak ja lubię ich. Jak sobie teraz przypomnę najlepsze warki ich stoutu Coffeelicious... obosz, aż mi ślinka cieknie. Przy IPA (jakakolwiek by nie była) ciężko u mnie o takie bodźce, jak wiecie stoję po tej ciemniejszej stronie craftu. Nie oznacza to jednak, że czasami nie najdzie mnie ochota na coś nachmielonego do granic możliwości.
Ja to wiem i Wy to wiecie, że... kupiłem tę puszkę głównie przez etykietę. Już tam pal licho smak, równie dobrze mogłoby jechać starą szmatą. Dla samych grafik Piwnego Podziemia warto bowiem wydać parę złotówek. Pomijam już fakt, he he, zacnej postaci na niej. Samo piwo ma złotą, mętną barwę z całkiem wysoką i drobnopęcherzykową pianą jak na IPA.
Pachnie to to nieziemsko, nawet zmrożone piwnicznym chłodem (na serio mam delikatną Antarktydę w garażu przy tej pogodzie). Jest cytrusowo, tropikalnie, wręcz się człowiek prawie topi w soczystości. Liczi, mandarynki, marakuja, a za nimi trochę żywicy. Po ogrzaniu może i jest trochę karmelu gdzieś w tle, ale przez to się człowiek robi jakiś taki sentymentalny... ahh te początki craftu w Polsce.
Nooo... aż dziw jak bardzo to piwo jest wyraźne przy tak niewyraźnej personie na etykiecie. Ciałko spore, tak na pograniczu zapychalności. Nie zmienia to faktu, że całość i tak pozostaje dość orzeźwiająca jak na new englanda. Wysycenie też takie jakieś wysokie momentami (jak na ten styl), aż szczypie w język przyjemnie. Na początek bomba owocowa: liczi, mandarynki, pomarańcze (te trochę z belgijskim zacięciem) i grapefruit. Potem spoko podstawa słodowa i delikatne nuty nafty. Goryczka średnia, ale wyraźna (książkowa wręcz jak na NE IPA). Profil ma klasyczny, czyli takie albedo z pomelo czy też grapefruita. Na finiszu robi się cholernie wytrawnie, albedo przejmuje pałeczkę wraz z żywicą i naftą. Kurde, agresywne się to piwo zrobiło. Podoba mnie się to. Alkoholu nie czuć. Całość określiłbym jako "do pociumkania" z racji ciała i ogólnych wrażeń, ale cholera... szybko znika ze szkła.
----------
Styl: North East Double IPA
Alk: 8,2% Obj.
Ekstrakt: 18° BLG
IBU: b/d
Skład: słód (jęczmienny, pszeniczny, owsiany), płatki owsiane, chmiel (Citra, Mosaic, Simcoe), drożdże.
Do spożycia: 16.09.2021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz