Boję się, na serio. Piwo, które opisałem przy okazji premiery (grudzień 2013) i które było dla mnie ideałem może być... takie se. Możecie uważać to za dość trywialny problem, ale ja na serio nie chcę, aby Imperator z Pinty się popsuł. Co najważniejsze, nie chcę, aby moje piękne wspomnienia o nim zostały zbezczeszczone spieprzoną warką... a tak się niestety zapowiada patrząc np. na między innymi Untappd.
Oryginalną degustację możecie zobaczyć tutaj. Ba, jest tam nawet wersja leżakowana. 2013 to był zabawny rok, szczególnie gdy człowiek przypomni sobie jakie wtedy posty pisał.
Imperator Bałtycki 2021 to... głównie gorzka czekolada i trochę żywicy. Aromat jest jeszcze gorszy, bo go praktycznie nie ma... są jakieś pojękiwania czekolady z musem cytrusowym tylko. Przy normalnej intensywności mogło to wbijać w ziemię. Mam też odczucie, że ludzie w internecie na siłę próbują opisać je w dobrym świetle, jak Kopyr w degustacjach sponsorowanych.
Jedno temu piwu trzeba przyznać jednak, nadal wygląda zajebiście we szkle. Nie zmienia to faktu, że po tej tragedii zostawiłem drugą wersję na parę dni w piwnicy. Jakoś nie chciałem uwierzyć, że inne chmiele mogą to zmienić. Coś jednak poszło nie tak w samym warzeniu, bo...
Ale o tym zaraz, bo trzeba się tej wersji najpierw przyjrzeć. Etykieta niczym się nie wyróżnia, oprócz koloru. Imperator ma jednak jedną z najlepszych (jeżeli chodzi o te stare Pinty), niektóre pintowe grafiki są... krótko ujmując, niezrozumiałe. Piwo jest czarne, nieprzejrzyste. Czorne jak wungiel. Piana wysoka, dość dobrze zbita i nawet trwała. Dobrze też się trzyma ścianek szkła.
Oho, będzie powrót do świetności. Aromat punktuje nas uppercutem tak mocnym, jak sławetne gołoten-machen. Jest palono, czekoladowo (pół na pół słodko), ale też tropikalnie. Jest mango, trochę mandarynek i... coś pomiędzy jagodami, a truskawkami. Zadziwiające naprawdę. Żeby tego było mało po lekkim ogrzaniu wychodzi też trochę chlebka przypieczonego i delikatna kawa zbożowa. Kokos może i jest, ale musi człowiek mocno o nim myśleć, aby coś wyczuć.
Piękne jest to ciałko, nie zapomnę go nigdy. Co prawda piwo nie jest super duper oblepiające, ale jak na porter z tym ekstraktem (jak na te czasy) jest naprawdę obficie. Wysycenie niskie do średniego też idealnie pasuje. Smakowo... intensywności nie ma końca. Paloność i czekolada (na swój sposób się kontrujące) na pierwszym planie. Potem powtórka z rozrywki jeżeli chodzi o tropiki i dopełniający chlebek razowy. Nie wiem czemu, ale spodziewałem się ulepkowej słodyczy. Nic z tych rzeczy. Jest trochę słodowej słodyczy, ale nie mogę się zdecydować czy mi to bardziej takiej delikatnej śliwki nie przypomina w karmelu. Goryczka za to średnia, momentami nawet niska trochę. Lekko cytrusowa. Na finiszu dużo kakao, kokosa i minimalnie zalegającej kawy (według mnie fajnie to działa akurat). Jestem zdziwiony, i to mocno. Jak można w tym samym czasie wypuścić tak cholernie inne piwa jeżeli chodzi o jakość. Nowa wersja jest złożona i gładziutka jak pupa niemowlęcia, ale też zarazem potrafi przywalić (paradoks jakiś craftowy). Alkohol ukryty wręcz idealnie muszę nadmienić.
----------
Styl: Imperialny Porter Sabro i Strata
Alk: 10,5% obj.
Ekstrakt: 25°
IBU: b/d
Skład: słód (monachijski, wiedeński, pilzneński, carabohemian, carafa special II), cukier, chmiel (Citra, Mosaic, Centennial, Strata, Sabro), drożdże Fermentis SafLager W-34/70.
Do spożycia: 17.02.2023
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz