Jakoś tak mało na blogu pojawia się zagranicznych piw. Jak z tego żartu o polskiej piwnej blogosferze: "Zagranica? A tak znam znam. Anchor i Mikkeller przecież!" A tak na serio zwyczajnie w świecie mamy za dużo dobroci u nas nad Wisłą. Zagramanice to można sobie jakąś porządną raz na ruski rok kupić dla przyjemności.
Z tym, jakże kultowym piwem była trochę zgoła inna historia. Znajomi akurat siedzieli w pubie Mikkellera i mi kupili, wraz ze szkłem, które uwielbiam (widoczne np. tutaj). Przeleżało trochę... jakieś 8 miesięcy w piwnicy. Nic się mu raczej nie stało...
Etykieta mikkellerowa, z tym ich rozpoznawalnym na pół świata panopkiem. Mają swój styl graficzny, która jakoś tak dziwnie mi się podoba. Szkoda tylko, że naklejają etykiety na odpier... no. Piwo czarne, chociaż jak się przyjrzy człowiek dobrze, to zauważy jakieś brązowe refleksy. Piana szybko redukuje się na wysokość jednego palca i potem dość długo się tak utrzymuje.
Chciałoby się pohejtować zagraniczny znany browar, ale się nie da w tym przypadku. Aromaciks wbija w ziemię, mimo średnio intensywnego przywalenia w nos. Jest tu wszystko: od przypalanych słodów i lekko spalonego karmelu po kakao, ciemną czekoladę i kawę zbożową. Utrzymuje się to wszystko do ostatniego łyku, co jest jeszcze bardziej zadziwiające.
Oprócz przyjemnego ciałka (ale nie aż tak pełnego) i dość wysokiego nagazowania (to mogłoby być ciut niższe) czuć w ustach coś jeszcze... jakby jakaś pochodna smaków wpływała na teksturę piwa i nie mam na myśli tu "gładkości" czy innych takich. Trochę podobne odczucie jak przy gorzkiej czekoladzie minimum 80%. Musicie sami wypić, aby się przekonać o co mi chodzi. W smaku znowu wbicie butem w ziemię, z dodaniem kolanka na plery co by się człowiek za szybko nie podniósł. Na przedzie gorzkawo: kakao, (s)palone słody, ciemna czekolada. Pośrodku lukrecja, która nie mogła sobie znaleźć lepszego miejsca według mnie i trochę, ale to tak naprawdę trochę śliwki. Po ogrzaniu wychodzi też delikatny karmel, ale z zacięciem spalenizny (na plus). Goryczka subtelna, gdzieś tam się kręci pomiędzy tym wszystkim. Na finiszu wychodzi spalony owies i cholernie przyjemna, czarna jak węgiel kawa z fajnie zalegającym kwaskiem. Pięknie złożone jest to piwo, nie zapomnę go nigdy. Szczególnie po tym, że mimo dominacji wytrawnej części słodycz, która gdzieś tam się przebija jest wystarczająca, przynajmniej dla mnie.
----------
Styl: Oatmeal Coffee Stout
Alk: 7,5%
Ekstrakt: b/d
IBU: b/d
Skład: słód (pils, owies, wędzony, caramunich, brązowy, czekoladowy), prażony jęczmień, płatki owsiane, chmiel (Centennial, Cascade), kawa, drożdże.
Do spożycia: 02.10.23
O rany, mój najpierwsiejszy zagraniczny Kraft, 20 zł to kiedyś się wydawało fortuną :) narobiłeś mi smaka na Coffee Stouta :)
OdpowiedzUsuń