Wiecie co mówią: poznaj swojego wroga, aby skuteczniej z nim walczyć... czy jakoś tak. Normalnie mijam słodkie do bólu gelato, ale tym razem chciałem spróbować. Wiecie, szybki hejt dobrze się sprzedaje w naszej społeczności. Trochę się też bałem o wnętrze mojej lodówki... lepiej tej puszki nie trzymać zbyt długo w zamknięciu.
Prawda jest taka, że jakiś czas temu dostałem dużą paczkę od Funky Fluid i w końcu musiało dojść do tej degustacji. Miałem też pomysł, aby zabrać puszkę na rower (i opisać przy okazji CANdencji), ale chyba by nie wytrzymała turbulencji...
Etykiety FF nie mają zazwyczaj sensu i po tym wszyscy je poznają właśnie. Tęcza kolorów i różnorakich kształtów, ale tym razem przynajmniej jaaakoś się to kojarzy z lodami trzeba przyznać. Naprawdę spoko akcentem jest pin puszki w kolorze różowym. Piwo... w kolorze wiśni, zmętnione jak cholera i z mnogością farfocli. W końcu dodali chyba do tego owoce? Piana niska i dziurawa, ale po tych statach niczego innego się nie można było spodziewać.
Zgłupiałem na początku, miały być lody włoskie, a wyszło coś kompletnie innego. Guma mamba, malinowa. Aż mi się przypomniało jak za gówniarza brało się do ust całe opakowanie, bo przecież kto by się rozdrabniał na pojedyncze kawałki? W tle delikatne porzeczki.
No ok, nie spodziewałem się tak orzeźwiającego i "wchodzącego" piwa po tym ekstrakcie, nawet jeśli to sour (potrójny, ale zawsze). Na pewno pomaga w tym dość mocne wysycenie, ale najbardziej chyba jedna podstawowa rzecz... kwaśność. Wyobraźcie sobie, że mimo tony "cukru" to piwo jest nadal kwaśne. Guma odeszła, a jej miejsce zajął mus malinowo-porzeczkowy. Tak z tona tego musu, żeby być dokładnym. Dalej wanilia w dopełnieniu i laktoza. Goryczki raczej w tym nie ma, kwaskowatość zajęła jej rolę chyba. Na finiszu to już bardziej taki jogurcik z polewą owocową, do której dołączyła wiśnia. Specyficznie cierpki. Alkoholu nie czuć w ogóle, 10% gdzieś sobie poszło i atakuje dopiero w głowie. To piwo naprawdę robi robotę, w swoim przedziale stylowym oczywiście (nawet nie wiecie jak mnie bolą te słowa). Fanów wbije w ziemię, ale takich powiedzmy... purystów nie przekona raczej, nawet jeśli ocieka zajebistością. Bardziej utwierdzi ich w przekonaniu, że może jednak ten cały Reinheitsgebot to nie był taki głupi pomysł.
----------
Styl: Triple Gelato Sour
Alk: 10%
Ekstrakt: 30° BLG
IBU: b/d
Skład: zawiera słód (jęczmienny, pszeniczny), laktozę, płatki (owsiane, pszenne).
Do spożycia: 11.08.2022
Marek z Piwoteki zabije mnie, ale postanowiłem sprawdzić pewną rzecz używając ciemnej IPA wprost z Łodzi. No, bo od samego początku chmielowego w Polsce dużo się mówi o świeżości piwa craftowego itp. Najbardziej przy IPAch właśnie, w końcu chmiel jako przyprawa traci walory z czasem.
Akurat robiłem zamówienie na ponownie otwartej stronie/sklepie Piwoteki (koźlaki same, chętkę miałem) to wrzuciłem do koszyka ich black IPA. Jakoś ostatnio nie chodzą za mną te zwykłe, "złociste" (he he). W swoją drogą dajecie warię, że ostatnim przedstawicielem stylu na blogu było Profanum z Peruna? Bosz kiedy to było...
Nowa etykieta nie wszystkim przypadła do gustu. Mi się podoba, ALE... te stare były jednak lepsze. Miały swój styl i jakoś tak bardziej przypominały mi Łódź, a już na pewno tą starą. Może browar chciał wejść w nową erę wizerunkową wraz z miastem? Piwo jest czarne z rubinowymi refleksami. Jakoś tam mętne się też wydaje, ale leżało na boku w lodówce akurat. Piana wysoka, zbita, ze średnim żywotem.
W takich chwilach zawsze tracę pewność co do swoich zmysłów... Dlaczego? Bo mam problem z wyczuciem czegokolwiek nosem w tym piwie. Są jakieś ciemne nuty (czekolada głównie) od palonych słodów bodajże i dosłownie muśnięcie żywicy, no ale wiecie... Skąpo jak na IPA. Dlatego punkt dla tych, co gardzą "starymi", mocno nachmielonymi piwami.
W ustach jest już inaczej. Gładko i przyjemnie na języku. Z przyjemnym, ale niezapychającym ciałkiem jak na podwójne IPA przystało. Wysycenie mogłoby być jednak odrobinę wyższe. Smakowo powraca palona podstawa słodowa, ale już nie jest przytłaczająca. Żywica wraz z cytrusami dają radę, aczkolwiek mam nieodparte wrażenie, że nie jest to ich pełna moc. Goryczka stanowczo za niska, to ona dostała najbardziej po dupie najwidoczniej. Finisz ciekawy za to. Gorzka czekolada z dużą ilością zestu cytrynowo-limonkowego. Ciekawi mnie, czy w świeżynce było to tak wyraźnie czuć. Alkohol daje tylko po głowie, w ustach w ogóle go nie czuć. Niemniej jednak widać po tej IPA, że lepiej jest je pić świeże (co potwierdzają oceny ludzi przy okazji premiery). Marku nie bij.
----------
Styl: Double Black IPA
Alk: 8,5% Obj.
Ekstrakt: 18% Wag.
IBU: b/d
Skład: słód (jęczmienny, pszeniczny), cukier, płatki ryżowe, chmiel (Citra, Cashmere, Comet, Chinook, Mosaic, Simcoe, Tomahawk, Sinamar), drożdże US-05.
Do spożycia: 10.03.2022
Dziwna sprawa... po tej całej Rapha500 zachciało mi się znowu zabierać piwo na rower. Ba, nawet aparat rzucam na plecy wtedy. Mam taką małą torbę na plecy do tego (szkoda aparat na rower pakować), ale muszę chyba to jakoś inaczej ogarnąć.