Dziwna sprawa... po tej całej Rapha500 zachciało mi się znowu zabierać piwo na rower. Ba, nawet aparat rzucam na plecy wtedy. Mam taką małą torbę na plecy do tego (szkoda aparat na rower pakować), ale muszę chyba to jakoś inaczej ogarnąć.
Przy takiej temperaturze trzeba uraczyć się czymś mocniejszym. Rozgrzanie organizmu jest bardzo ważne proszę ja was. Dziwnym trafem dostałem takowe ostatnio, i to w puszce! Jazda krótka, wręcz kolarstwo romantyczne można rzec (jakieś 30km). W uszach bardzo dziwne rzeczy, bo... rapsy melodyjne polskie, np. "Patologiczny Zew". Nie wiedzieć czemu bardzo dobrze się przy nich jeździ na gravelu. Może o rytm chodzi? Trochę mi z tym dziwnie, bo hejtowałem taką muzę wcześniej. Może stary się robię już...
Obuwie robi różnicę. Te 500km pomiędzy świętami robiłem w letnich butach rowerowych. Dwie skarpety, ocieplacze neoprenowe, a palce sine na koniec każdego dnia. Kupiłem sobie w końcu typowo zimowe na SPD i cyk: cieplutko bez dodatkowych warstw jakichkolwiek.
Taka szara zima ma swoje uroki. Szczególnie jak sobie jedziesz sam, powoli, nie myśląc praktycznie o niczym (dzięki Bogu nie było za dużo zamarzniętych bagienek na tej trasie). Jeden odcinek piaskowy wystarczył, aby sobie podbić jednorazowo tętno. Jeszcze trochę i zacznę uprawiać jakieś bushcrafty rowerowe... o zgrozo.
Czy pucha dała radę? O dziwo tak. Na gravelu nie ma czegoś takiego jak amortyzacja, a i tak rozlałem po otwarciu może pół łyku tylko. Byłem zajęty wtedy ogarnianiem aromatów, które wręcz wybuchły mi w twarz. Torf do potęgi entej, który odrzuciłby wiele mi znanych osób, akurat mnie przyciągnął jeszcze bardziej. Kable popalone to wiadomka była, ale że przypomniało mi się też jak ostatnio kątówką ciąłem stal... no jak to tak. Do tego jeszcze delikatna śliwka wędzona i jakże potężna podstawa kawowo-czekoladowa.
Nazwa tej ambrozji to chyba największy strzał w dziesiątkę jeżeli chodzi o polski krafcik, ale od początku. Gęstość poza wszelakimi normami. Z lekką przesadą, ale jakbym mocno stopioną krówkę próbował wypić. Wysycenie niskie oczywiście. W smaku podstawa czekoladowo-kawowa zyskuje na sile. Do tego nuty pralin i oczywiście sam torf. W tym przypadku jest to powtórka z aromatu. Dalej (tak, to nie koniec) mamy wędzonkę (Jurek się ucieszy) szynkową i dopełniającą śliwkę. Żeby tego było mało podpalane słody, które przechodzą lekko w przypieczoną skórkę od chleba. No panie, kto to widział. Goryczka jest, owszem. Na moje oko trochę za wysoka (ale wiecie, ja przecież purystą stoutowym jestem). Profil ma żywiczny. Finisz mocno torfowy z dopełniającym kakao. Piękne to było przeżycie. Nie zapomnę go nigdy.
----------
Styl: Peated Imperial Stout
Alk: 10,9%
Ekstrakt: 30°
IBU: b/d
Skład: słody jęczmienne, chmiele, drożdże.
Data rozlewu: 26.10.2021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz