Ostatnimi czasy nasz polski krafcik bardzo rzadko zaskakuje pozytywnie. Ta cała pastry-stagnacja doprowadza mnie do szału szczerze mówiąc. Mulące to jest zazwyczaj i jeszcze z toną laktozy, której mam już serdecznie dość w piwach. Są jednak... momenty.
Zupełnie przez przypadek, będąc w kawiarni w Łagowie z żoną, zobaczyłem w lodówce bezalkoholowe IPA z kawą i tonikiem od Kyoto - czyli tak naprawdę palarni kawy, a nie browaru. Odkrycie tegorocznych wakacji według mnie.
No ale może zacznijmy od początku, czyli od kolejnego wyjazdu gravelowego. Zabrałem ze sobą aparat, bo testowałem nową torbę na kierownicę. Już Wam mogę napisać, że jest w pytkę (głównie przez większy rozmiar i wkładkę usztywniającą). Uprzedzam pytania, swoje torby kupuję u Daniela, który szyje wszystko ręcznie - Pathfinder Gear. Tak na marginesie... zastanawialiście się kiedyś jaki sens ma wypełnianie dziur, przepraszam, wykruszeń w drodze pełną cegłą z rozbiórki?
Trasa po lokalnych jeziorach, powiedzmy, że pół na pół asfalt-szutry. Łącznie wyszło coś około 80km. Byłem w parku przy zamku w Łagowie. Odwiedziłem drewniane miśki w Niedźwiedziu. Sprawdziłem też stan wycinki w lasach lubuskich, niestety największy odkąd pamiętam (a mieszkam tu całe życie). Pogoda dopisała, mimo upałów. Osobiście wolę (na rowerze, bo tak normalnie to nie) cieplejsze dni, mimo naturalnego swetra pod koszulką.
Tak parzę na swojego Krossa i chyba zrobię wam mini recenzję tego roweru. Dlaczego go kupiłem i jak wygląda eksploatacja. W skrócie: nie chcę, aby ktoś popełnił błąd i kupił go myśląc, że przecie Kross to dobra, polska marka...
No, ale co z tym napojem zapytacie. Co w nim takiego odkrywczego? Już spieszę z odpowiedzią. Nie wyobrażam sobie nic lepszego (no może jest na równi tylko z grodziskim) w naszym polskim krafciku na te upalne dni. Mamy tu bowiem dobrą podstawę IPA, bez brzeczki znanej z bezalkoholowych piw. Większość to sam tonic z kawą, dobrej jakości muszę zaznaczyć, ale czuć też nuty chmielowe. Te zaskakująco dobrze wkomponowały się w resztę. Ogólnie jest jak tort na weselu: dobre, nie za słodkie. Mógłbym to zabierać na każdą wycieczkę gravelową, ale już mi się powoli zapas kończy...
I tak to się żyje jakoś na tej wsi. Gravelowe przygody, foteczki, spokojna jazda. Wyrosłem już ze ścigania się. Kurde... naprawdę stary się robię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz