Pierwszy raz w życiu pojechałem na WFP już w czwartek. Nawet udało się bez wcześniejszego oddawania krwi, jak to było przy okazji edycji wiosennej. Mieli racje ludzie, że pierwszy dzień jest... wyjątkowy na Stadionie Legii.
Nie będę ukrywał, że tekstu w tym wpisie będzie mało. Możecie za to liczyć na obszerną galerię zdjęciową. W sumie jak zawsze u mnie.
Żeby było zabawnie, to zaczniemy nie od piwa, a od jedzenia. Przyszliśmy głodni na stadion, dlatego sprawdziliśmy food trucki dość wcześnie. Super opcją było zamawianie pizzy przez stronę i to na konkretną godzinę. Nie trzeba było stać na dworze i czekać, bo wszystko działało sprawnie. Sam poziom żarcia też dość wysoki.
Potem to już było latanie po stoiskach, aż do pewnego smutnego, aczkolwiek uroczystego momentu...
Jak zapewne wiecie Browar Golem zakończył działalność. Cała brać craftowa zebrała się na ostatnim piętrze, aby pożegnać panów z godnością. Nie brakowało wieńców, wzruszeń i odpowiedniej muzyki w tle. Co żeś krafciku uczynił, z mym ulubienym Golemem?!
Smutki trzeba zapić, dlatego poszliśmy w tany dalej. Z ręką na sercu muszę przyznać, że piliśmy z żoną same dobre piwa przy okazji tej edycji. Nawet nie ma czym zrobić gównoburzy żeby lajki nabić na fejsiku.
Ze smutkiem (kurde, dużo coś tych smutków było w Warszawie) muszę też stwierdzić, że mało komu chce się robić zdjęcia na tych naszych craftowych festiwalach. Ja sam testowałem dość duży jak na te warunki (zamknięta, ciasna przestrzeń) obiektyw. 85mm bez pełnej klatki to już ładny zoom, ale przynajmniej mało kto mnie widział z daleka. Zdjęcia są, hmm, bardziej naturalne dzięki temu.
Jedynym minusem i rzeczą do poprawy przez organizatorów były... hmm, miejsca. Jeszcze rok temu było więcej stolików, leżaków, czegokolwiek. Teraz ich brakowało, szczególnie na ostatnim piętrze. Wiadomo, że ludzie się męczą przy takim wysiłki, hehe.
Jeżeli chodzi o scenę festiwalową to najbardziej zapamiętałem wyzwanie ostrości. Niestety na licytacji Majkela byłem już w pociągu jadącym pod zachodnią granicę. Samo wyzwanie było... zabawne. Gryfus i Kororowe odwalili kawał dobrej roboty na scenie. Uczestnicy... trzymali się dzielnie aż do ostatniej papryczki.
Więcej grzechów nie pamiętam. Dlatego zostawiam Was z resztą galerii. Widzimy się w marcu, miłego!
A tak wyglądał powrót, kolor crispy pils boi'a |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz