Wiecie co? Chłodno tu macie... Tak sobie pomyślałem w sobotnią noc, gdy wraz z żoną wróciliśmy z krótkiego urlopu w Albanii. Tam mieliśmy 25'C i słoneczko, a tutaj... wszyscy chyba wiemy. Już pomijam fakt, że ostatni wpis na blogu pojawił się prawie... rok temu.
Żeby nie było jednak tak kolorowo, to ten jakże przyjazny kraj nie obfituje w piwa (a już na pewno nie craftowe). Dlatego przenocowaliśmy u szwagra i w porze obiadowej wyjechaliśmy pod stadion Legii, co by chociaż w ostatni dzień WFP coś dobrego wypić.
Nie będę się tu Wam rozpisywał nad tym co można było wypić na stadionie, bo od tego już dawno ten mój blog odszedł. Napiszę Wam tylko tyle, że w końcu dożyliśmy czasów, kiedy na największych evencie craftowym w Polsce można się normalnie napić pysznych klasyków, a nie tylko wygibasów piwowarowych. Pilsy, Hellesy, zwyczajne lagery (nadal jednak o niebo lepsze niż te koncernowe) było można dostać na prawie każdym stoisku.
Dodajmy do tego multum wariantów i pomysłów na temat Grodziskiego i jest co robić. Szczególnie gdy ma się tylko jeden dzień na to. Po wszystkim zmartwiła mnie tylko mała liczba wypitych przeze mnie piw ciężkiego kalibru, ale to bardziej z mojej winy niżeli samej dostępności.
Z jedzenia było tyle do wyboru, że... prawie nic nie zjadłem. Nie zrozumcie mnie źle, foodtrucków było pełno. Problem w tym, że jak ma się zapłacić cenę w budzie jak w restauracji to człowiek trochę inaczej na to patrzy i wybiera naprawdę to, na co ma ochotę. U mnie trafiło na burrito (na WFP zazwyczaj właśnie to wybieram). Więcej miejsca zostało na craftowe degustacje dzięki temu.
Patrząc na same fotki można też wywnioskować, że po pierwsze primo coraz lepiej mi idzie robienie zdjęć w tłumie ze swoją lunetą (85mm). Po drugie primo, ultimo niestety znaczy to też to, że w sobotę nie było aż takich tłumów. Według mnie osób odwiedzających było sporo, ale po rozmowach z browarami zweryfikowałem swoje przemyślenia.
Jeżeli miałbym już wybrać jakieś topy to: za eksperymenty piwne nagroda leci do Browar Harpagan (Espresso Tonic, Session IPA z ogórkiem itp.). Black IPA z Brovarnia Gdańsk. Hajnowskie z Browaru Markowego. Oba grodziskie z Przetwórni Chmielu. Klasyczne Gose z Kingpina. Klasyki z Nieczajny. No i wiadomo, że Baśka z Browar Monsters. Pewnie było jeszcze parę, ale już pamięć nie ta co kiedyś.
Z eventów podczas WFP najbardziej zaskoczyła mnie (pozytywnie oczywiście) licytacja charytatywna prowadzona przez Majkela (Chmielobrody). Wstyd się przyznać, ale nigdy na niej nie byłem. Zawsze kolidowała ona z naszym powrotem PKP. Tym razem się udało, i to nawet zalicytować coś i wygrać. Sam prowadzący to burza w ciele człowieka, a ekipa (łącznie z Martą) dobrze ogarniała organizację wszystkiego. Zdjęcia z licytacji macie trochę niżej w tym poście.
WFP jest też takim wydarzeniem, że praktycznie cała śmietanka craftu polskiego tam zjeżdża (oprócz, wiadomo, jednej persony) i przyznam się szczerze dobrze było znowu zobaczyć te wszystkie mordy i porozmawiać na spokojnie. Najbliższa szansa na PTP - mam nadzieję, że więcej was tam przyjedzie niż rok temu.
Na WFP zdobyłem też jedną z moich ulubionych szklanek ostatniego czasu (a nie zapowiadało się na to). Jest to, hmm, bączek pewnego rodzaju z Browaru Markowego. Będzie widoczny w nowych postach na Facebooku. Zabrałem też ze sobą do domu 1 (słownie: jedno) piwo, którym było kolabo Nieczajny z Monstersami. Ich Vienna Lager to przekozak piwo jest. Tako rzecze ja.
Ano tak, jak mógłbym zapomnieć. Byłem też świadkiem jedynego w swoim rodzaju eventu z udziałem kremówki. Kto wie ten wie. Trzecie piętro zawsze pamięta. Peace.
Więcej grzechów nie pamiętam. Dlatego kończę ten wpis. Głównie też dlatego, że nasz kot przylazł i nie pozwala mi już pisać. Ma dziwne nawyk i przygryzania palców, tak okazuje miłość chyba. Zostawiam Was zatem z resztą zdjęć. Adios!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz